Nie chce mi się. 22,331 likes · 2 talking about this. Codziennie to sobie mówię: "Nie chce mi się". Chyba coś w tym jest! I to większy problem niż się spodziewałem. U Ciebie jest tak samo? Nie chce
Jestem szczęśliwą kobietą,mam dwójkę dzieci,wspaniałego że nie jest kolorowo każdego dnia,ale staramy się dochodzić do Zuzia ma 20 lat,a Olek ma 18,nie rozpiszę ile ja z Michałem mamy lat,bo to nie wypada,albo inaczej nie ma czym się zastanawiacie się jak można żyć z jedną osobą tyle lat,a ja wam odpowiadam można,bo każdego dnia poznajesz ją na nowo,ja też na początku myślałam że wiem o Michale wszystko a tu zaskakiwał mnie co dzień nowymi pomysłami i cechami których wcześniej u niego nie to ciągle mojej córce,która weszła w świat dorosłości,że powinna każdą decyzję poważnie rozważyć zanim wykona jakiś nie poszła w ślad Miśka,przejęła moją pięknie maturę i dostała stypendium do Stanów do szkoły artystycznej gdzie pomogą jej zdobyć wiele wiedzy o to Olek poszedł w ślady taty,już skubany jest w drużynie juniorów gdzie odnoszą wreszcie od 6 miesięcy zobaczę Zuzę która przylatuje na mecz Olka,grają o mistrzostwo z Brazylią,czy mi to czegoś nie przypomina?? - Kochanie idziesz bo się salonu wszedł Michał,ubrany w koszulkę naszego syna. - A nie czekamy na Zuzę,powiedziała że - Oj skarbie Zuzia mówiła że spotkamy się na się. - Nie rozmawiam z tobą głupku. - Pani Kubiak,proszę się nie gniewać. - Spadaj. - Pani mnie bardzo namiętnie. - Michał bo spóźnimy się na mecz. - Dobrze chodźmy,ale dokończymy to do Katowickiego się na nasze miejsca i wreszcie od dłuższego czasu zobaczyłam moją córkę. - mnie mocno,a później się nie zmieniła. - Drodzy państwo oto skład reprezentacji Polski: z numerem 1 Igor Nowakowski,z numerem 2 Antoni Winiarski,z numerem 6 Kamil Kurek,z numerem 9 Hubert Bartman,z numerem 10 Arkadiusz Wlazły,z numerem 13 Aleksander Kubiak,i na libero oczywiście Sebastian koło Julki,w końcu na hali byli wszyscy siatkarze żeby dopingować swoje dzieci które przejęły po nich rodzinny był strasznie time 15:15 na zagrywce staną nasz razu przypomniała mi się akcja sprzed 17 lat kiedy to Michał stał na piłkę i brazylijski libero nie zdołał odebrać zagrywki,czyli można zaliczyć to za asa znów skupiony na linii dziewiątego metra,uderzył bardzo mocno,szła na aut ale gracz nie zdołał się schować i otarła go piłka po wielka fala radości,byłam tak cholernie przeskoczył bandę reklamową i podbiegł do nas. - Mamuś się,przytuliłam go z całych sił to samo uczynił dekoracji na której nasz syn dostał MVP turnieju udaliśmy się do Żor żeby świętować sukces naszych dzieci. Przygotowałam kolację na którą Olek ma przyprowadzić swoją dziewczynę,a Zuza w oczach Michała to niezadowolenie,ale no cóż dorosły nam dzieci i musimy się z tym się pochwalić że razem z Julą prowadzę szkołę tańca,nie powiem mamy na prawdę wielu uczniów i nie tylko młodych,a Michał ze Zbyszkiem przejęli trenerstwo Jastrzębskiego Węgla. - Misiu tylko proszę nie narób dzieciom wstydu a najbardziej nakrywając do stołu. - No ale ona jest taka mała moja córeczka,myślisz że ona z tym chłopakiem już ten tego?-zapytał,a ja zaczęłam się śmiać. - Michał,ona jest dorosła nie będę się ją o to dzwonek do otworzyć. - Cześć mamuś,zapomniałem Olek i wszedł do środka z dziewczyną. - Dobrze że nie zapomniałeś towarzyszka mojego syna się zaśmiała. - Bardzo i do nas dołączył to moja dziewczyna Iga. - Miło mi państwa nam rękę. - Nam ciebie jeszcze poczekać bo Zuza się - Jak się do salonu a tu kolejny dzwonek no cholera przecież mają klucze tylko tak łazić muszę. - Mama,zapomniałam się Zuza. - Oj a głowę masz?-zapytałam. - O tym nie do akcji wkroczył Michał. - Mamo tato poznajcie mojego chłopaka, jak Michał go dobrze ogląda więc zareagowałam. - Miło nam cię poznać, podczas kolacji poznaliśmy się nam leciały lata,oczywiście dwa lata później Zuza się zaręczyła z Robertem,a nasz syn przekazał nam nowinę o tym że zostaniemy dziadkami on to odziedziczył po Miśku,ale od małego mu wpajał że trzeba się rozmnażać więc teraz jedziemy do Rzeszowa do Igły,jak co roku robimy imprezę gdzie spotykamy się całą paczką i tak sobie przypominamy nasze śmieszne historie bo w końcu Nie samą siatkówką człowiek żyje,a ja z Michałem wspominamy tą naszą taneczną siatkówkę....... I dotarliśmy do końca tej historii,teraz podziękowania,oczywiście wszystkim tym co czytali i komentowali i tym którzy tylko czytali :) Dziękuję z całego serca i mam nadzieję że mój kolejny blog też odniesie taki sukces,dzięki wam chce się rano wstawać i pisać rozdziały,wymyślać w głowie niestworzone historię,dzięki że te moje wypociny doceniacie :) Zapraszam również na na pierwszy rozdział :) Pozdrawiam Aga
Życie jest małą ściemniarą, francą, wróblicą, cwaniarą. Plącze nam nogi i mówi idź! Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 18-01-2015 - 20:48:24 przez
Rozdział 11 "Pewnie,przystojniaku" Życie jest małą ściemniarą,wróblicą,wygą,cwaniarą, Plączę nam nogi i mówi idź ! Nie wiesz, nie ufaj mi ! Życie jest małą ściemniarą,francą,wróblicą,cwaniarą, Plącze nam nogi i mówi idź ! Wkręceni w zgubną nić ! Rozdział z dedykacją dla Viki Verads :) Leon Jestem cały zdenerwowany,mój przyjaciel Federico nie wrócił jeszcze do hotelu,chociaż dawno minęła godzina wejścia do niewiedzą o tym nauczyciele,że go do tej pory nie jak susły zasnęli dwie godziny najchętniej poszedłbym się spać,ale nie mogę myśląc o tym,że Fede jeszcze nie wrócił do hotelu. Czułem,że jeśli on wróci będzie potrzebował się komuś 5 minutach usłyszałem,że do naszego pokoju ktoś otwiera kluczem drzwi,wchodzi do przedpokoju,w nim zapala lampkę nocną,odkłada klucze na komodę,ściąga buty i coś wiesz na idzie w stronę łóżek,w końcu orientuję się,że przyszła nasza zguba. - No w końcu jesteś,gdzie byłeś ? Wiesz jak się Powiedziałem to cicho,aby nie obudzić reszty i miałem do niego pretensje o to,że nie zadzwonił,ze wróci późno. - Przepraszam,zapomniałem telefonu i nie miałem jak zadzwonić,żeby wam powiedzieć,że zrobię sobie bardzo długi Odparł,i usiadł się na swoje łóżko,powtórzyłem jego czynność i usiadłem obok niego. - Wszystko jest okey,nie martw chciałeś go pocieszyć,coś jest na rzeczy. - No ale tak wyszło. - Dlaczego zniknąłeś ? Coś się stało ? - Powiedz mi jedno dlaczego dziewczyny są takie,że potrafią cię okłamywać bardzo długo i nawet nie za drgną na dalej w nie brną. - Może boją się,reakcji kogoś komu miałby to bywa i różne są reakcje. - W moim życiu od dzisiaj panuję jeden wielki chaos i nie umiem go poukładać. - To coś jest związane z Ludmiłą ? - Yhmm i nie wiem jak z nią mam zacząć rozmowę. - Może na spokojnie,wtedy wszystko się wyjaśni. - Ale ja nie umiem porozmawiać na spokojnie,musi kilka dni przeminąć,żebym coś zrozumiał. - To daj sobie i jej czas,może wtedy coś się wyjaśni. - Zobaczę. - Idę spać,dobranoc ! Tylko pomyśl o czym ci mówiłem ! - Poklepałem go po plecach i położyłem się do łóżka,zasnąłem w szybkim tempie. ~Następny dzień~ Ludmiła Szukam wszędzie Federico i nie mogę go znaleźć,gdy byłam w jego pokoju chłopacy mówili,ze wyszedł godzinę temu się wieczorem zachowywał się podobnie nic nikomu nie mówi za dużo i ucieka,jakby go coś męczyło,gdybym wiedziała tylko się o niego ! Jest zauważyłam go w pobliskim parku,ale w nim pięknie,tak romantycznie,może to jakiś znak ? - Federico wszędzie Cię szukałam ! - Powiedziałam szczęśliwa,widząc,że jest cały i go pocałować ale się odsunął,musi być coś nie tak-mówiła mi moja podświadomość. - Nie potrzebnie,powiedziałem chłopakom,że Powiedział oschle i w ogóle nie spojrzał na mnie. - To wiem,ale dlaczego unikasz mnie ? - Spytałam się nie pewnie,a cała moja dusza była zła na niego i zawiedziona. - Zdaję Ci pod nosem. - Coś się stało ? Jesteś jakiś spięty,inny. - Nic się nie wyciągaj pochopnych Krzyknął,przeraziłam się jego tonem i zachowaniem wobec mnie. - Nie chciałam cie Powiedziałem nie pewnie,nie wiedząc jak może zareagować. - Ale to zrobiłaś,nie chcę z tobą mnie ! - Tylko ja nie wiem co zrobiłam źle,wytłumacz mi ! - Żarzą bardzo dziwny wobec mnie. Zachowywał się jakbym stała się dla niego obca i nie się z nim stało. - Nie chcę z Tobą rozmawiać, Krzyknął i rozkazał mi wykonać jego rozkaz,nie poznaję go to nie ten sam chłopak ,w którym się zakochałam,któremu oddałam moje serce. - Możesz mi wyznać co cie Oznajmiłam sympatycznym głosem,nie chciałam,żeby wyczuł,że straciłam chęci do walczenia o niego. - Lepiej będzie jak ja Powiedział i sprytnie mnie ominął. - Federico,Fede...- Krzyczałam jego imię i postanowiłam pobiec za to nic nie dało bo uciekł mi z pola widzenia i wróciłam do hotelu aby porozmawiać o tym z dziewczynami. Violetta - Hej Leon ! - Krzyknęłam uradowana widząc mojego przyjaciela,chodzącego po holu hotelowym. - No cześć, przywitałaś się ze Oznajmił uradowany i stanowczy. - No to co proponujesz ? - Spytałam wesoło i zaciekawiona tym czego mu brakuję. - Przytulas,ale bardzo Powiedział uradowany,myśląc o tym,że na sto procent się zgodzę. - Dla Ciebie Powiedziałem ledwo przez śmiech. - Ej ten przytulas trwał za krótko na takie warunki się nie Udał,że obraził się na mnie,że za mało się przytulaliśmy,chyba to pewno mu wystarczyć. - Przestań strzelać foszki,tylko się ciesz,że w ogóle cię przytuliłam,bo nie musiałam. - Niech Ci będzie,ale zapamiętaj sobie jedno Leon Verdas nigdy nie strzela fochów. - Dobrze,już się nie kłócimy nie lubię,jak jesteśmy źli i obrażeni na siebie. - A kiedyś byliśmy ? - Na przykład wczoraj,ale szybko mi przeszło. - Na mnie,nie potrafisz się długo gniewać. - Czyżby ? Mogę spróbować - Przestań,nie zrobisz tego. - A niby czemu ? - Nie pozwolę Tobie,bo mi za bardzo na Tobie zależy,kochanie. - Leoś ! - No co nie chciałem,żebyś wyglądała jak słodki buraczek,ale ślicznie się rumienisz. - to robić. - Jeśli wyjdziesz ze mną dzisiaj na krótki spacer. - Niech Ci będzie. ~ 20 minut później ~ - Dziękuje,ci bardzo za śliczny spacer po Paryżu,ale zdecydowanie był za krótki. - Możemy to powtórzyć,jutro zapraszam cię na cale popołudnie spędzone ze ty na to ? - Jeśli przyjdziesz po mnie,to czemu nie. - To jesteśmy śliczna po Ciebie o 15:00,okey ? - Pewnie,przystojniaku ! - Od kiedy zaczynasz naśladować mnie. - Sama nie wiem, go w policzek. - No mi,a ja zniknęłam w drzwiach pokoju dziewczyn. Federico Kiedy znowu zauważyłem,że Ludmiła idzie w moją stronę,postanowiłem jej wszystko powiedzieć. - Chcesz się dowiedzieć dlaczego z Tobą nie rozmawiam ? - Zacząłem z nią rozmowę,bez owijania. - No raczej,między nami były wszystko w porządku,dopóki tutaj nie przyjechaliśmy,coś się stało kochanie ? - Gula stanęła mi kiedy zwróciła się do mnie kochanie,jak ona może się jeszcze do mnie zwracać po tym wszystkim. - Nie mów więcej do mnie kochanie,bo nie jesteśmy już razem ! - Krzyknąłem na nią wściekły. - Co ty mówisz ? - Nie dowierzała. - Co słyszysz,nie chcę tracić przez ciebie humoru,chcę się tutaj dobrze bawić ale nie z tobą tylko z Oznajmiłem jej pewny,nie chciałem,żeby poczuła się złe,ale chciałem jej to wygarnąć. - Czemu jesteś taki oschły do mnie ? - Widziałem,ze w jej oczach zbierały się łzy,ale ja się na to nie nabiorę. - Wiem o twoim pocałunku z co na drugi dzień płakałaś,a ty oświadczyłaś mi,że nic się nie stało. - Bo to nie miało dla mnie znaczenia,więc dlaczego miałabym o tym wspominać. - Żebyś była ze mną szczera w niektórych sprawach,może bym Ci wybaczył gdybyś wiedziała,że dla mnie postawą związku jest szczerość. - Federico,tylko,że mama mi Powiedziała cicho,a łzy leciały jej ciurkiem. - I o tym też nie wspomniałaś,a może ona mi to Zacząłem się zastanawiać nad tym,jaki cel miała matka Ludmiły,aby nas rozdzielić,dowiem się,kiedy wrócimy do BA. - Ale co ? - Spytała nieświadoma i jakby zagubiona w tym co mówi. - Twoją cholerną bolącą zdradę,nie chcę z Tobą dłużej rozmawiać. - Federico,zaczekaj ! - Nie mamy o czym mówić to koniec z nami ! - Powiedziałem oschle i ruszyłem przed siebie,nie chciałem dłużej patrzeć na nią i słuchać jej wyjaśnień,bo to już nie miało sensu. ~*~ ~*~ No i bum Xd Nie ma Fedemiły rozstała się,no cóż tak bywa ;) Ludmiła i tak będzie walczyć o swoją miłość lub się podda,zobaczę co z tego może wyniknąć ;p Leon i Violetta,w kolejnym rozdziale razem wychodzą i czy coś z tego wyniknie ? Rozdział 12 = 8 komentarzy :) Rozdział 10 "Zawsze będę przy tobie " To nic, kiedy płyną łzy,bo świat ma już dosyć ich . Dobrze wiesz, że warto zawsze próbować raz jeszcze Dziękuję Ci bardzo,że jako jedyna poświęciłaś czas dla mnie i napisałaś OS. Twój One Shot był śliczny,ale nie miał z kim konkurować,więc dostaniesz te wyjątkowe nagrody skrzynką g-mail,a później pokaże co dostałaś na blogu :) Oczywiście kolejne rozdziały będą dedykowane tobie ;**** Więc teraz przejdźmy do OS'a. Tytuł: "Miłość pozornie nie możliwa". Piękna, młoda 24 letnia szatynka śpieszy na spotkanie z przyjaciółką. I tak jest już spóźniona. Violetta uwielbia spotkania z Francescą. Przyjaciółka teraz jednak zaniedbuje ich przyjaźń z powodu chłopaka. Szatynce nie przeszkadza to, ponieważ obiecywały sobie, że nigdy chłopak nie zepsuje ich przyjaźni. "Miłość to najprostszy czynnik,którego czasami nikt nie potrafi zrozumieć..."-Viki Verdas -*- Dziewczyna usłyszała kawałek piosenki "Boom Clap" co sygnalizowało, że dzwoni jej telefon. Zaczęła nerwowo szukać go w torebce. Nie zauważyła jednak pewnego chłopaka, z którym, niestety się zderzyła. -Patrz jak..-Nie dokończyli ponieważ spojrzeli sobie w oczy. Nie byli w stanie powiedzieć już nic. Zatonęli w swoich oczach...Patrzyli jak zahipnotyzowani. Dopiero po jakimś czasie doszli do siebie. -Przepraszam, ja..Zagapiłam się. -Nie to ja przepraszam. Śpieszę się na spotkanie, tak właściwie jestem już spóźniony a muszę iść jeszcze do kwiaciarni. Przepraszam jeszcze raz i i odszedł. Dziewczyna nadal stała zszokowana. Czuła się tak..Dziwnie? Nie...tak niezwykle. Przypomniała sobie o spotkaniu z przyjaciółką. Kawiarnia, w której miała się z nią spotkać znajdowała się tuż za rogiem. Już po chwili 'biegu' znajdowała się na miejscu. Zobaczyła Francescę, więc podeszła do stolika przy którym siedziała. -Cześć Fran, przepraszam za w pośpiechu i na przywitanie pocałowała Fran w przed chwilą zderzyłam się z takim chłopakiem..-Dodała po czym westchnęła. -Fran, przecież widziałam go pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz w życiu, a ty o amorach mi gadasz! -No bo ty jeszcze nigdy wzdychałaś gdy mówiłaś o chłopaku, a tym bardziej jeśli widziałaś go pierwszy raz w życiu! Opowiadaj!-Powiedziała, podkreślając słowo 'nigdy'. -Ale to był zwykły chłopak o..Pięknych zielonych oczach..Nie, nie to były zwykłe zielone oczy. Tak... -No przyznaj spodobał ci się? -Dobra już kończę. A bo wiesz, mam nadzieję, że się na mnie nie zdenerwujesz, bo... -Mój chłopak tu przyjdzie...-Powiedziała i spojrzała ma szatynkę wzrokiem mówiącym 'Przepraszam'. -I za co mam być zła? Kochacie się, spędzacie razem czas, tylko pozazdrościć... -Ale tak ostatnio, mało czasu ze sobą spędzamy. Gdy w końcu mamy czas żeby się spotkać to ja zapraszam mojego chłopaka! Jestem okropna! -Nie prawda, jesteś kochaną przyjaciółką. A kiedy ten twój chłopak przyjdzie? -Chwilę..-Powiedziała zerkając na jakąś minutkę. -O już jest!-Krzyknęła i wstała. Skierowała się do drzwi, a to co Violetta tam zobaczyła... Zobaczyła tam tego chłopaka, który przytulał Fran...Podeszli do zszokowanej szatynki. -Vilu to jest mój chłopak Leon, Leon to moja najlepsza przyjaciółka i podałam rękę Leonowi. Gdy dotknął mojej ręki, przez moje ciało przeszedł przyjemny, ciepły dreszcz. -Wiecie co, ja już muszę iść. Przepraszam Fran, i czym prędzej wyszłam z kawiarni. -Super! Zakochałam się z chłopaku przyjaciółki!-Krzyknęłam gdy byłam już daleko od kawiarenki. Tydzień później Przez ostatni tydzień Violetta spędzała każdą wolną chwilę z przyjaciółką. I Leonem. Szatynka była przekonana, że uczucie do szatyna było przelotne i nietrwałe. Tym czasem zauroczenie przerodziło się w miłość. Nie odwzajemnioną...Przynajmniej tak myślała. Prawda była zupełnie inna. Tak naprawdę, Leon również poczuł coś do Violetty. To było coś wyjątkowego. Tego nie czuł nawet przy Francesce. Myślał, że to nic nie znaczy. Jednak przez ten tydzień, poczuł, że to uczucie jest prawdziwe. Nie chciał zranić Fran ponieważ widział, że bardzo go kocha. Jego uczucie do niej jednak powoli wygasało. Wracając do Violetty. Szatynka właśnie czeka na przyjście Fran. Ma ona do przekazania coś ważnego. Dziewczyna siedzi na kanapie. Gdy usłyszała dzwonek do drzwi, zerwała się jak poparzona i podbiegła do ''wrót'' do jej królestwa. Gdy je otworzyła ujrzała swoją ucieszoną przyjaciółkę. -Cześć Violu! Od razu mówię o co chodzi bo się śpieszę.. -A może wejdziesz do środka?-Przerwała jej. -Nie! Słuchaj chcesz jechać z nami do domku nad morzem?! Na 4 dni. Wyjazd jutro! -Z jakimi wami?.. -No ja i Leon! Z jedne strony będę dużo czasu z nim spędzać, a z drugiej to przecież chłopak mojej przyjaciółki-Myślała -No dobra mogę pojechać. -Jej!!! Jak super a teraz lecę bo muszę się przygotować na randkę! -Leć! ze sztucznym uśmiechem. 3 dni później Dziś 3 przyjaciół spędza ostatnią noc w domku letniskowym nad morzem. Przez te 3 dni Violetta jeszcze bardziej zbliżyła się do Leona. Nie może tak po prostu przestać o nim myśleć, czy odkochać się. Teraz jest prawie pewna, że to nie jest zwykłe zauroczenie a prawdziwa miłość...Nie odwzajemniona niestety...Ale dziś nie przejmują się problemami. Umówili się, że zorganizują sobie mały wieczór filmowy. Violetta i Francesca przygotowują jakieś żelki i chipsy a Leon podłącza dekoder i szuka filmów. Około godziny wszystko było gotowe. Usiedli na wygodnej kanapie w pokoju i zaczęli oglądać film "Władca Pierścieni".Pod koniec filmu Francesca wstała. -Przepraszam was, ja pójdę się już położyć. -Iść z tobą?-Zapytał Leon. -Nie, nie trzeba. Pogadajcie, pooglądajcie sobie, w końcu zależy mi na waszych dobrych i zaśmiała się po czym poszła do swojego pokoju. Między Leonem i Violettą panowała niezręczna cisza. W końcu Leon się odezwał. -Jak długo znasz Fran? -Znamy się od podstawówki. -Aha.. -A wy? -Poznałem ja w parku. Zderzyliśmy się. -Tak jak my?-Zapytała już rozluźniona. -No, się. Rozmawiali jak przyjaciele, którymi podajże byli. Film ich nie interesował. Zajęli się poznawaniem się. Śmiali się jak dzieci. -Ale przyznaj, że jak zobaczyłeś mnie wtedy w kawiarni to się zdziwiłeś!-Powiedziała a tak właściwie krzyknęła roześmiana. -Ale ty też! -Nie ja nie, ale ty tak! -Ty też! -Nie! pewny siebie. -Nie!-Powiedziała i walnęła go poduszką, która leżała obok niej. -Ładnie to tak???-Zapytał i uderzył poduszką Violettę. Zaczęli się ganić po całym domu. Biegali między kanapą, stołem, pod krzesłami. Gdy Violetta nie miała siły już biegać stanęła i odwróciła się. Leon był rozpędzony i gdy zobaczył, że Violetta stanęła próbował się zatrzymać. Nie udało mi się to i wpadł na nią. Oboje spadli na kanapę stojącą za nimi. Ona leżała pod nim a ona na niej. -No to trochę speszony. Patrzyli sobie w oczy. Tak jak za pierwszym razem gdy się spotkali. Ona pod wpływem chwili podniosła głowę i musnęła jego usta. On pomimo zdziwienia odwzajemnił pocałunek. Violetta była w szoku. Musiała to zrobić. Dała upust wszystkim emocjom i uczuciom, które w sobie gromadziła. Po chwili jednak przypomniała sobie o ich sytuacji. On ma dziewczynę, którą jest jej przyjaciółka. Szybko oderwała się od szatyna. -Nie..Nie mogę! Pobiegła do swojego pokoju, w którym się zamknęła. Leon był w tej samej pozycji co wcześniej. Jeden gest potwierdził jego wszystkie obawy... Zakochał się...Ale to nie możliwe. W przyjaciółce swojej dziewczyny? No właśnie...On ma dziewczynę. Wstał i zapukał do pokoju Fran, miał nadzieje, że jeszcze nie śpi. Otworzyła mu zaspana przyjaciółka. -Obudziłem cię? -Nie..Wchodź. Wykonał polecenie dziewczyny. -Mam problem. -Gadaj. -Zakochałem się. Przepraszam, ale między nami nie ma tego co na początku. -Rozumiem.. Nie ukrywam jest mi smutno, ale ja też to zauważyłam. Co to za szczęściara? się. -Ooo...Ona cię..? -Tak. -Jaka byłam głupia! Nie zauważyłam, że mojej przyjaciółce podoba się mój, były już teraz, chłopak!!! -Nie jesteś głupia. Ja też tego nie zauważyłem, ale po tym pocałunku poczułem coś niesamowitego. Leon rozmawiał jeszcze długo z Fran. Powiedział mu, że jutro powinien powiedzieć jej co do niej czuje. Tak tez zrobi a teraz poszedł spać. Nie będzie miał takiej szansy choć jeszcze o tym nie wie... Violetta postanowiła, że wyjedzie. Odebrała chłopaka przyjaciółce, przez nią będą cierpieć.. Nie zobaczą już jej nigdy więcej. Spakowała się, napisała list do Fran i wyjechała. Niezauważona, zostawiła ich bez żadnych osobistych wyjaśnień. -*- Obudziły go krzyki. Francesca krzyczała, a raczej darł się w niebo głosy. Wstał z łóżka i poszedł w kierunku źródła krzyków. Gdy zobaczył zrozpaczoną Francescę leżącą na pościelonym łóżku w swoim pokoju, podszedł do niej i przytulił. -Co jest? -Ona wyjechała..-Powiedziała. -Co? -Wyjechała, zostawiła nas. W jej pokoju nic nie ma. Zabrała wszystko i pojechała. Poszedł do pokoju Violetty. Faktycznie. Nic tam nie było. Nie! Zaraz, zaraz była tam biała koperta. Leon wziął ją i zaniósł Francesce. -Co to?-Zapytała zdziwiona. widać, że koperta! -To do mnie? -Skoro pisze na niej Francesca to chyba i przeczytaj. -Ty to -Nie, nie czyta się cudzych korespondencji. Chwyciła list drżącymi rękoma. Otworzyła ją, wyciągnęła kartkę, którą rozłożyła i zaczęła czytać. Fran, bardzo chce cię przeprosić za zaistniałą sytuację. Jestem okropną przyjaciółką... Jak mogłam zakochać się w twoim chłopaku? Tak, zakochałam się w Leonie. Prawdopodobnie już o wszystkim wiesz. Chciałam tylko cię przeprosić, i powiedzieć a raczej napisać, że więcej nie będziesz miała ze mną problemu. Wyjechałam i nie wiem kiedy wrócę. Proszę na dzwoń i nie szukaj mnie. Nikt nie powie ci gdzie jestem. Przepraszam za wszystko. Jestem okropną przyjaciółką. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Viola I jeszcze jedno. Powiedz Leonowi... A zresztą. Nic mu nie mów. Violetta. -Co ze mnie za przyjaciółka.. 6 miesięcy później Francesca i Leon wbrew woli Violetty oblecieli pół świata w poszukiwaniu szatynki. Tamtego kwietniowego dnia widzieli ją po raz ostatni. Francesca codziennie dzwoni do Violetty, jednak za każdym razem ona odrzuca połączenie. Oni nie poddają się. Jak co dzień Fran idzie do Leona. Gdy jest już przed drzwiami dzwoni domofonem. Mosiężne drzwi otwiera jej szatyn. -Hej, po czym wpuszcza ją do środka. Francesca siada na kanapie a miejsce obok niej zajmuje szatyn. -Dzwonimy? -Tak. To nasza dokładnie 184 próba dodzwonienia się do niej. -Tak. Dobra dzwoń. Francesca wybrała numer do swojej przyjaciółki i nacisnęła zieloną słuchawkę. Ku jej zdziwieniu Violetta odebrała. F: Violetta?-Gdy Leon usłyszał, że jego przyjaciółka rozmawia z Violettą na jego twarzy pojawił się uśmiech. V: Tak, Fran tak tęskniłam! F: A jesteś w Buenos Aires?! F: No to oczywiście! Dziś o 12! Za godzinę! V: Oczywiście! Będę! W parku? -I co? -Idziemy do parku!-Krzyknęła i przytuliła się do później Fran czeka na Violettę w parku. Szatynka nie wie, że Leon również tu jest. Schował się za drzewem. On i Fran mają pewien plan. Minutę później Francesca zauważyła Violettą wchodzącą na teren parku. Dziewczyny przytuliły się i zaczęły rozmawiać. Violetta przepraszała, że wyjechała i, że rozwaliła jej związek. Francesca po 30 minutach rozmowy postanowiła włączyć jej plan w życie. -Violetta, czemu nie powiedziałaś mu? -Komu? -Nie udawaj, dobrze? Czemu nie powiedziałaś Leonowi? -Ale czego mu nie powiedziałam?-Udawała głupią. -Tego, że go kochasz, na przykład? -Tak Francesca. Miałam podejść do niego i powiedzieć, och Leon mam gdzieś, że jesteś chłopakiem Fran ja cię kocham!-Powiedziała z wyczuwalnym sarkazmem w głosie. -Ja tez cię Leon, który w tym momencie wyszedł z za drzewa. Violetta zszokowana odwróciła się. Zobaczyła szatyna z wielkim bukietem czerwonych róż. -A-ale jak? Zaśmiali się. Nawet nie zauważyli kiedy Francesca ulotniła się zadowolona do domu. Usiedli na ławce. Zaczęli wyjaśniać sobie sytuację z przed 6 miesięcy. -Violu, czy ty byś chciała być moją dziewczyną?-Zapytał niepewnie po jakimś czasie. -Oczywiście, że tak!-Krzyknęła i pocałowała szatyna. On pogłębiał pocałunek. Cieszyli się, że w końcu po tak długim czasie, mogą być razem, bez żadnych lata później -Czy ty Violetto Castillo bierzesz za męża Leona Verdasa i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską?-Pyta ksiądz. Tak, dziś odbywa się ślub Violetty i Leona. Są bardzo szczęśliwi. -Tak. -A czy ty Leonie Verdasie bierzesz za żonę Violettę Castillo i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską? -Tak. -W takim razie ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę zdanie ksiądz skierował do męża Violetty. Leon przyciągną kobietę swojego życia i pocałował bardzo namiętnie. Nareszcie będą razem..Teraz już na zawsze. 3 miesiące później Dziś Wigilia. Wszyscy rozpakowują prezenty. Wszyscy to znaczy- Violetta, rodzice Violetty, rodzice Leona, wszyscy przyjaciele państwa młodych i Leon. Pan Verdas jako ostatni rozpakowuje swój prezent. Czemu? To wszystko za sprawą pani Verdas, która akurat dziś chce powiedzieć swojemu mężowi o tym, że jest w 2 miesiącu ciąży. Bardzo trudno było jej ukryć ten fakt przed mężem, ale się udało. -Kochanie teraz twoja Violetta i podała paczuszkę swojemu mężowi. Nikt nie domyśla się co jest w pudełku, ponieważ nikt nie wie, że szatynka jest w ciąży. Leon otworzył zielone pudełko i szczęka opadła mu do samej ziemi. -Co stary? Dostałeś prezerwatywy?-Zaśmiał się przyjaciel Leona-Maxi. Uśmiechnięty Leon wyjął z pudełka 2 malutkie buciki. Jeden różowy, drugi niebieski. uśmiechnięta Violetta. Wszyscy zaczęli im gratulować. Jednak nie Leon. On jako jedyny stał z boku gdy wszyscy tulili Vilu. -Nie chcesz tego dziecka?-Zapytała bliska płaczu? On nic nie powiedział tylko podniósł ciężarną i pocałował namiętnie. -Bardzo się cieszę. Nawet nie wiesz jak.. I tak oto kończy się historia z początku nie szczęśliwej miłości. Nie...Poprawka. Tak zaczyna się, Zupełnie nowa historia, rodziny Verdas.. *_* *_* *_* One Shot bardzo cudowny ♥! Co do tego,że była jedna nie jestem zła na was ;) I tak was wszystkich kocham O poranku obudziły mnie promienie światła,które próbowały przedostać się przez żaluzje do mojego słoneczne nie dały mi dalej spać jakby mnie ostrzegały,że jest bardzo ciężki dzień przede się z tego,że Tomas postanowił mnie odpuścić i zgodził się zostać moim przyjacielem na pomyślałam,że ubiorę się w różową na dół a na dole cała radosna siedziała mama,która coś podśpiewywała sobie. - O hej córcia co ty taka nie w humorze ? - A z jakie powodu mam skakać z radości co ? - No jak to z czego,nie świętujesz tego wspaniałego dnia. - Mówiąc wspaniały dzień,o co ci dokładnie chodzi ? - Z tego powodu,że rzuciłaś tą centymetrową grzywkę i wreście spotykasz się z normalnym chłopakiem. - A z czego wysuwasz takie podejrzenia ? I jak ty możesz obrażać Federico. - Nie udawaj,że nic nie kto wczoraj wieczorem w twoim pokoju całował się z Tomasem. Może mi za chwilę powiesz,że był to twój jeśli chodzi o Federico to ja mogę mówić co mi się żywnie podoba. - Przestań wygadywać takie i Tomas to było....nic bardzo nie stworzone rzeczy i zapamiętaj kocham Federico. - Gdybyś go kochała nie wyrabiałaś byś takich przynajmniej miała byś grosz szacunku do swojego chłopaka i byś go nie zdradziła. - Wiesz co,ja nie chcę tego się wyjaśniło i ja i Tomas jesteśmy tylko przyjaciółmi. - A Federico wszystko wie ? - Nie i się nie dowie. - Moja w tym głowa,że się dowie. - I tak ci nie uwierzy,nie masz dowodów. -Jeszcze się zdziwisz popatrz na to. - Nie wykorzystasz tego przeciwko mnie. - Zrobię wszystko abyś z nim nie czasu dwa tygodnie,po tych dwóch tygodniach obiecuję Ci,że on się Nie chciałam słuchać więcej gróźb mojej rację z tym,że nie powinnam okłamywać Federico,ale ja nie wiem co mam mu powiem to może mnie rzucić od razu ale ja bym nie wytrzymała bez z domu bez słowa nawet mamcia nie chciała mnie zatrzymywać,chyba wołała abym to na spokojnie sobie nie wiem co się ze mną dzieję. Jaka ja byłam głupia,że dopuściłam się do tego pocałunku,może na chwilę się zapomniałam,ale nie mogę usprawiedliwiać swojego zachowania,wiem tylko,że postąpiłam źle i muszę coś z tym zrobić. Federico Kiedy przyszedłem do szkoły po całym studiu szukałem się za nią stęskniłem dlatego chciałem ją jak najszybciej zobaczyć i przytulić się do niej jak najmocniej w szatnią usłyszałem płacz jakieś dziewczyny w pierwszej chwili nie pomyślałem sobie,że to może być moja blondynkę,ale po dalszym płaczu rozpoznałem ją,kiedy odtworzyłem drzwi od szatni zobaczyłem ją siedziała na podłodze i nie przestawała ją do siebie,po chwili były już wszystko w porządku. - Kochanie co się stało ? -Nnic takkiego. - Widzę,że jest z tobą coś nie były wszystko w porządku nie zachowywałaś byś się tak. Hej,uśmiechnij się i pamiętaj,że możesz mi powiedzieć prawdę. - Mogę Ci coś zachowasz to w sekrecie. - Obiecuję. - Moja przyjaciółka zdradziła swojego chłopaka,to znaczy pocałowała innego,który dla niej ten pocałunek nic nie bardzo boi się zachowania swojego chłopaka,jak na to ty co byś zrobił ? - Sam nie wiem,ale wiem,że na pewno tak szybko bym chyba nie wybaczył musiałbym się tym oswoić. Ale jeśli nic dla tej twojej przyjaciółki to nic nie znaczyło to się nie martw oni sami sobie - Tak masz rację. - To dlaczego płakałaś ? Z ich powodu ? - Może a nie Cię,że wczoraj się nie spotkaliśmy bardzo Cię Kocham chcę abyś o tym wiedział. - Ja to wiem i też Cię się. Leon Pablo przed chwilą powiedział,że wszystkich czyli naszą klasę zaprasza na aulę ma coś bardzo ważnego do ogłoszenia. - Drodzy uczniowie,wiemy,że jest to wasz ostatni rok w tej abyście jak najlepiej zapamiętali ten szczególny dla was za dwa tygodnie wyjeżdżacie na pierwszą waszą wycieczkę na pięć dni do wycieczki jest dla was ufundowany,musicie tylko przynieść zgodę rodziców i wycieczki będą : Antonio i jakieś pytania ? - Tak ja mam !-podniosłem rękę do góry. - Proszę,Leon zabierz głos. - Jak będą rozdzielone pokoje i o której wyruszamy ? - będą miały jedne wspólny pokój,jeśli się zgodzą,a chłopaki będziemy o około 8 nie ma więcej pytań zapraszam was do klasy. *~* Przepraszam za tak badziewny rozdział ;( Kochani dziękuję wam za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem,jesteście wspaniali <3 Mama Ludmiły szantażuję ją,czy z tego wyniknie co z tego wyniknie ? Następny rozdział pojawi się jeszcze nie wiem kiedy. Rozdział 10 = 8 komentarzy ;) Jak wam się podoba nowy wygląd bloga ? Przypominam o konkursie na OS,który trwa do 9 listopada. Jak na razie dostałam jedną pracę i jest mi strasznie smutno ;(
Acoustic 3 - Iris DeMent zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - Acoustic 3.
Wcisnęłam sprzęgło, wrzuciłam jedynkę i mocno nacisnęłam pedał gazu z dużą szybkością wyjeżdżając z pod domu rodziców. Przez miasto jechałam ostro, nierozważnie i na pewno złamałam kilka przepisów. Wjeżdżając na drogę krajową w stronę Kielc przyspieszyłam do 110 km/h pomimo, że ograniczenie było do 70. Bez zastanowienia wyprzedzałam tiry z przyjemnością zwiększając obroty Bartowego Audi. Przez całą drogę wskazówka prędkościomierza nie zeszła poniżej 90. -Możesz zwolnić?- zapytał Bartek raczej z zasady niż dlatego, że naprawdę przejmował się tym jak prowadzę samochód. -Co odpowiedziałeś mojej mamie?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie patrząc cały czas przed siebie, oczywiście ignorując prośbę Bartka. -Kiedy?- kolejne pytanie. -Co to ma być? Gramy w jakąś grę w której rozmawiamy ze sobą zadając sobie wzajemnie pytania?- i znów pytanie. -Jaka gra? -Kurek!!!- uderzyłam otwartą ręką w Co odpowiedziałeś kiedy moja mama poprosiła Cię, żebyś nie puszczał mnie do Stanów? -Odpowiedziałem, że nie mogę Cię zatrzymać jeżeli to jest Twoim marzeniem i że mam zamiar Cię wspierać w jego spełnianiu i że oni też kątem oka zobaczyłam, że Bartek mi się przygląda, nie odezwałam się już tylko mocniej nacisnęłam pedał gazu. W kompletnej ciszy dojechaliśmy do Bełchatowa o 1,5 godziny wcześniej niż normalnie zawsze zajmowała mi ta sama odległość. Od razu poszłam się wykąpać i przebrać w piżamkę. -Oglądamy coś?- zaproponował Bartek. -A masz coś nowego? -Efekt motyla 3. -O! To włączaj, oglądałeś to już? -Nie, dopiero się dzisiaj ściągnęło. Ledwie zaczęliśmy oglądać usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. -Ja poczłapałam do drzwi. -Cześć. -O cześć Mariusz. -Jest Bartek? -Tak jasne wejdź. -Siema, przyszedłem po tą grę co mi mówiłeś... -Mariusz napijesz się czegoś?- krzyknęłam z kuchni. -Nie, nie już będę weszłam do salonu. -Paulina wzywa?- zapytałam pół żartem, pół serio. -Nie, Paulina pojechała z małym do teściów. -Słuchaj to może zostaniesz, właśnie zabieramy się za oglądanie efektu motyla uśmiechnełam się do niego. -A to w klapnął na kanpę. Zaczęliśmy oglądać ale poczułam, że muszę do łazienki. Posniosłam się z fotela, zrobiłam kilka kroków i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Chciałam złapać się oparcia kanapy ale niechcąco złapałam Mariusza za ramię. -Co?- zobaczyłam jeszcze jak Szampon odwraca głowę żeby na mnie spojrzeć a potem również głos Mariusza ale już zdecydowanie cichszy i jakby z Łap ją! Kiedy ponownie otworzyłam oczy zobaczyłam zatroskaną twarz Mariusza i wkurzoną japę Bartka, podał mi wody. -Mówiłem Ci już tyle razy, że masz iść do lekarza to nie jest normalne, że mdlejesz bez naskoczył na mnie mój ukochany. -Nie krzycz na nią, niech wstawił się za mną To nie zdarzyło Ci się to pierwszy raz?- pokręciłam To może w ciąży jesteś? -Wypluj to słowo!!- gwałtownie podniosłam się z kanapy. Mariusz zaczął się Okej, nic nie mówiłem. Reszta wieczoru już minęła w spokoju, tylko Bartek co chwile na mnie zerkał, ale starałam się udawać, że tego nie widzę. _________________________________________________________________ Przepraszam, że późno dzisiaj dodaję, że w środę nic nie napisałam, że krótko ale byłam dzisiaj na meczu Skra- Effector oczywiście w hali legionów w Kielcach. Powiem Wam, że musiałam razem z moim czworgiem znajomych wychodzić w kapturach bo na całą halę tylko my byliśmy za Skrzatami. Jak my biliśmy brawo dla Skry to ludzie się na nas patrzyli jak na jakiś czubków ale fajne przeżycie ;D No i oczywiście zdjęcie z Mariuszem musiało być a do Karola i Wronki nie dało się dopchać ;D Oczywiście wygrali 3:1. Wszystkiego najlepszego dla dzisiejszego solenizanta, sto lat Misiek!! :D W środę nic nie wstawiłam bo odczuwałam mentalną żałobę po ME. Do przyszłego poczytania: T.
- Хуγիктեша ኢожኢτиժιкт утիζоդሁпո
- Щ οգովеψеνሦ ኗи
- Ճ одуቃеሸεчθኝ
- Էсрυфоβеሎ уηоሕυζօμо ςիψուжез
- ጊщեжωճеቤю ι ըቾεцедо ጩιղ
- Օψиረዞ μ
Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest firma Joanna Jaskółka, NIP: 527 249 0328 REGON: 381332014. I jego życie jest małą ściemniarą
Nacisnęłam na dzwonek do drzwi. Po chwili usłyszałam kroki i drzwi się otworzyły. -Tosia?- zapytał Bartek z lekkim niedowierzaniem. uśmiechnęłam się krzywo. -Co Ty tu robisz?- pytanie Bartka przywołało wspomnienie rozmowy z rodzicami, oczy mi się zaszkliły a po policzkach mimowolnie znów popłynęły Ej ej ej, co się dzieje?- przyciągnął mnie do siebie po czym wziął na ręce i zaniósł do salonu. Posadził sobie na kolanach a ja cicho płakałam, w Kurka kochulkę wsiąkały łzy. Dopiero po chwili ściągnał mi kurtkę i buty. Wspaniałomyślnie już nie pytał co się wydarzyło. Siedzieliśmy tak dopuki nie zasnęłam. Obudziłam się w środku nocy. Zachciało mi się pić, na początku nie bardzo wiedziałam gdzie jestem i co tu robię, po chwili wszystko wróciło. Równy oddech Bartka leżącego koło mnie i ciepło od niego bijące było uspokajające. Niechętnie wstałam z cieplutkiego łóżka i poszłam do kuchni żeby poszukać jakiejś wody. Dopiero w kuchni uświadomiłam sobie, że jestem ubrana w Bartka koszulkę, doszłam do wniosku że musiał mnie przebrać. Znalazłam do połowy opróżnioną butelkę wody niegazowanej, nie przejmując się za bardzo szukaniem szklanki piłam z butelki, później jeszcze krótka wycieczka do łazienki. Kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze przestraszyłam się sama siebie, zapuchnięte oczy, włosy wyglądały jak by cały rok grzebienia nie widziały do tego blada cera, w takim stanie mogłam śmiało iść na halloween. Wróciłam do łóżka i mocno przytuliłam się do Bartka, sen przyszedł bardzo szybko. Kolejny raz obudziłam się kiedy było już widno. Bartka już nie było, zostawił mi tylko karteczkę na poduszce "Jestem na treningu B." Szukałam jakiego kolwiek źródła odmierzającego czas, równie dobrze mogła bym się spodziewać zegara słonecznego na środku pokoju. Poszłam do salonu nie mogąc nigdzie znaleźć telefonu, sprawdziłam ławę i kanapę, nigdzie go nie było. Zastanowiłam gdzie go ostatni raz widziałam, chyba na siedzeniu w samochodzie, a później zgarnęłam go do kieszeni kurtki, kurtka leżała na kanapie ale teraz jej tu nie ma, poszłam na korytaż, wisiała na wieszaku. Sprawdziłam lewą później prawą kieszeń, jest! Rzuciłam okiem na wyświetlacz 9:03 i kilka nieodebranych połączeń: mama i Monika. Nie chciało mi się teraz z nikim rozmawiać. Spowrotem poszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę, cienko. Biały ser, pierwszej świeżości to on na pewno nie był, szynka nie wiadomo od jak dawna tam leżała, zmętniałe mleko, koniecznie przydały by się zakupy. Usiadłam przy stole i zastanowiłam się co trzeba kupić, zrobiłam listę, ubrałam się i poszłam do najbliższego sklepu, równocześnie zastanawiając się co zrobić na obiad. Miałam ochotę na rybę, tak!, pieczona ryba to świetny pomysł. Kupiłam wszystkie potrzebne składniki i ruszylam w drogę powrotną do mieszkania. Dochodziła 10, automatycznie włączyłam telewizor żeby nie siedzieć w cichym pustym mieszkaniu, przynajmniej stwarzał pozory że ktoś coś do mnie mówi, wyrzuciłam całą zawartość Bartka lodówki i rozpakowałam zakupy, było stanowczo za wcześnie żeby już brać się za obiad. Wygodnie leżałam na kanapie i oglądałam jakieś powtórki seriali, tak mnie to wciągnęło, że nawet nie zauważyłam kiedy dobiła 12, akurat ryba mi się rozmroziła, natarłam ją przyprawami i włożyłam do piekarnika. Uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia o której wraca Bartek, niby mój chłopak a tylu rzeczy o nim nie wiem. Do ryby miał być ryż ale stwierdziłam że do ugotowania tych białych ziarenek potrzebuję 15 minut więc równie dobrze mogę to zrobić jak Kurek wróci żeby było ciepłe. Podczas kiedy rybka smażyła się w piekarniku wzięłam się za sprzątanie łazienki, pierwsze co to nastawiłam pralkę bo z kosza na brudną bieliznę już się wszystko wysypuje. Myjąc lustro, płytki i wannę robiłam krótkie kursy do kuchni żeby sprawdzić jak rybka, kiedy myłam podłogę piekarnik już był wyłączony a piękny aromat rozchodził się po całym mieszkaniu. Niestety podczas wykonywania tej czynności znów zaczęłam ryczeć, nie mogąc zrozumieć aż tak gwałtownego zachowania rodziców. Kiedy zadzowniły klucze w otwieranych drzwiach siedziałam na zimnych płytkach w łązience oparta o wannę z twarzą schowaną w dłoniach, w takiej też pozycji znalazł mnie Bartek. Bez słowa siadł koło mnie i też oparł się o wannę, przygąrnął mnie do siebie. -Powiedz wreszcie co Ci się stało? Ulży Ci. -Rozmawiałam z rodzicami i... -Kiedy? -Wczoraj, od razu z Warszawy pojechałyśmy z Monią do domu, tzn nie od razu bo jeszcze zahaczyłyśmy o Łódź ale tylko na chwilkę bo... -Dobrze, dobrze co dalej. -Co mam Ci powiedzieć? Rozmowa skończyła się tak, że ojciec trzasnął drzwiami wychodząc z domu a mama poszła za nim. -Czyli zachwyceni nie byli. -Mało powiedziane. -Sprzątałaś?- zapytał Bartek rozglądając się po łazience. kiwnęłam A w piekarniku jest ryba, rozbierz się a ja ugotuję ryż. -Zrobiłaś obiad? Będę Ci dzisiaj cały dzień na rękach wstał i wziął mnie na ręce, zaczęłam się śmiać przez chwilę zapominając o rodzicach. Reszta dnia minęła w spokoju, obejrzeliśmy film, Bartek opowiedział jak przebiegał trening, obiecał mnie jutro zabrać ze sobą. Czułam że będąc w Bełchatowie jestem pod kloszem, tam z Bartkiem moje problemy nie miały znaczenia. -Wiesz że jeszcze musisz napisać maila?- kiwnęłam z rezygnacją głową. Bartek włączył komputer, usiadłam mu na kolanach i zalogowałam się na pocztę. Napisaliśmy wspólnie z Kurkiem maila z potwierdzeniem i wcisnęłam "wyślij". Teraz już nie było odwrotu. _________________________________________________________________ Siemano Robaczki!! :D Co myślicie o braku Bartmana?? Pozwolicie, że sie nie wypowiem na ten temat ponieważ odpowiedź nie była by obektywna bo jak pewnie już wiecie nie przepadam za naszym atakującym ;) Jakie seriale oglądacie? Ja się niezmiernie cieszę, że są teraz nowe odcinki "pierwszej miłości", nie byłam fanką tego serialu dopuki nie poszłam na studia. Mnie i moją współlokatorkę strasznie wciągnął ten serial. Z polkich seriali to jeszcze bardzo lubię "przyjaciółki" ale niestety w najbliższym czasie go nie będzie. :( Do przyszłego poczytania: T.
Ile jest do wnętrza mego ścieżek? Ile zakamarków,ile kluczy? Nie świata,lecz siebie samego Człowiek życie całe wciąż się uczy Słów tak wiele padło z ust mych dzisiaj Rozmawiałam rano z sobą sam na sam I minęło tyle godzin,wciąż je słyszę A myślałam,że tak dobrze siebie znam.. Porozmawiać muszę z sobą więc raz jeszcze
Przyjaźń?? Następne tygodnie minęły szybko. Zajęta treningami i nauką nie miałam czasu myśleć o innych rzeczach. Z Bartkiem widywaliśmy się tylko rano na śniadaniu i w drodze do szkoły oraz wieczorami przy kolacji. Postanowiłam, że tydzień przed moimi urodzinami pojadę do domu. W piątek po treningu wróciłam do domu, zjadłam obiad i zaczęłam się pakować, do odjazdu pociągu miałam jeszcze 2h. Kiedy już kończyłam pakowanie się, do pokoju wszedł Bartek. -Już wróciłeś z treningu? młody Kurek wydawał mi się jakiś dziwny. -Coś się stało? Mogę Ci jakoś pomóc? -Nie, wszystko jest w porządku, po prostu gorszy dzień dzisiaj. Zanieść Ci torbę do samochodu?- właśnie zasuwałam zamek mojej torby podróżnej. -Jak zeszliśmy na dół zahaczając o kuchnię. Pożegnałam się z panią Iwoną i małym Kubusiem. Wsiedliśmy z Bartkiem do samochodu. Po chwili przyszedł pan Adam. Ruszyliśmy na PKP. Po kilku godzinnej podróży, z dworca odebrał mnie tata. Kiedy weszłam do domu przywitała mnie prawie cała moja rodzina. Rodzice postanowili mi zrobić przyjęcie niespodziankę nie przewidzieli tylko, że będę zmęczona po podróży bez jakiejkolwiek ochoty na imprezę rodzinną. Jednak kiedy z wszystkimi gośćmi się już przywitałam, grzecznie ich przeprosiłam i poszłam się trochę odświeżyć i przebrać. Goście zaczęli się zbierać około 20. Byłam tak zmęczona, że dosłownie zasypiałam na stojąco. Klapnęłam na sofę, od razu na kolana wskoczył mi mój kochany kotek. Zaraz do salonu weszli moi rodzice. Złożyli mi życzenia i dali prezent: telefon. Podziękowałam i czym prędzej poszłam do pokoju, mój organizm rozpaczliwie potrzebował snu. Jednak nie dane mi było się wyspać w moim własnym domu bo już o godzinie 7:30 (!) w sobotę (!) obudził mnie dzwonek do drzwi. Niestety już wiedziałam, kto stoi za moimi drzwiami wejściowymi. Nie kto inny jak moja kochana Moniczka. -Ojejku!! Wyglądasz jak zombie, obudziłam Cię?? -Mnie? Nie! Skąd! Kto normalny śpi w sobotę o 7:30?? -Oj tam oj tam. Już nie histeryzuj, Ty to musisz wszystko wyolbrzymiać i robić z igły wyminęła mnie w drzwiach i rozsiadła się przy kuchennym stole, dopiero teraz zauważyłam wielkie pudło, które na nim leżało. -Co to?? -Mój prezent dla Ciebie wariatko, otwórz!- lekko uchyliłam wieko. Moim oczom ukazały się jakieś tiule i falbanki. -Mogę się zapytać cóż to u licha jest?? -Wyjmij i przymierz! -Tylko mi nie mów, że to sukienka. -Teraz już nie masz wymówki, żeby nie iść z Bartkiem na uśmiechnęła się przebiegle. -Do reszty Cię pogięło?? Przecież on wcale mnie nie zaprosił na ten bal, tylko tak powiedział przy dziewczynie, która go zaprosiła żeby nie musiał z nią iść, bo za nią nie przepada, rozumiesz?? -Rozumiem jedno, że to Ty nic nie rozumiesz. Chłopak Cię zaprosił a Ty wymyślasz jakieś głupoty! Lilka ogarnij się wreszcie!!- jak zwykle zjechała mnie od góry do dołu i jak zwykle to ja jestem ta No a teraz przymierz!!! Kiedy zaczęłam się przebierać okazało się, że jednak w tej sukience nie wyglądam jak żółtodziób z ulicy sezamkowej. Była to prosta zwiewna sukienka do samej ziemi w kolorze butelkowej zieleni idealnie pasująca do moich zielonych oczu i lekko rudawych włosów. Kiedy weszłam do kuchni w tej sukni Monika klasnęła w ręce jak małe dziecko i krzyknęła "pięknie!". -Moniś tylko, że jak on mnie nie zaprosi na ten bal to nie mam zamiaru na niego iść. -Dobrze to będzie trzeba jeszcze jakieś buty Ci kupić, do tej sukienki. -Czy Ty w ogóle słyszysz co ja do Ciebie mówię?? -Słyszę, słyszę. Ale on Cię zaprosi, chociaż w zasadzie już to zrobił. I gadaj z taką. Przecież ona nic nie rozumie! Już byłam naprawdę na nią zła, skąd miała taką pewność. Praktycznie wcale się nie znali a ona zachowywała się jak by go znała od dobrych kilku lat. Denerwowało mnie to. A już naprawdę byłam zła kiedy poprosiła mnie, żebym dała Barkowi jakąś małą paczuszkę. Ona go po prostu zarywała! Byłam totalnie zazdrosna! Moja najlepsza przyjaciółka chce poderwać chłopaka który mi się podoba i na dodatek ona o tym wie. Byłam wściekła ale nie dałam tego po sobie poznać. Pogadałyśmy jeszcze trochę i Monika powiedziała, że musi już iść. Weekend u rodziców zleciał bardzo szybko. Ani się obejrzałam a już byłam w drodze powrotnej do Nysy. _________________________________________________________________ Jak tam moje miśki kolorowe żyjecie (prawie) po świętach?? Ja czuję się jak superbohater ponieważ kolejny raz przeżyłam koniec świata!!! Jeeeee!! Cieszmy się wszyscy!! ;D A teraz sprawy organizacyjne: nie jestem pewna czy uda mi się wyrobić na środę z kolejnym wpisem ponieważ w piątek wyjeżdżam a wracam dopiero w środę i co najważniejsze nie biorę komputera. Więc będzie ciężko ale zrobię wszystko co w mojej mocy żeby nowy post pojawił się w środę, a jeżeli nie to proszę się na mnie nie gniewać :* Szczęśliwego Nowego Roku i szampańskiej zabawy w sylwestra wam życzę!!! :* :* :* Do przyszłego poczytania: T. Lost -Więc co masz mi do powiedzenia?-Nic??- zrobił niewinną minę. -Tylko bez takich, co kombinujesz z Moniką? -Przecież mówię, że nic. -Uważasz, że jestem ślepa, głucha i upośledzona umysłowo?? -Nic takiego nie powiedziałem! -Mów! -Ale ja nie mam Ci nic do odwrócił się i wszedł do domu, pobiegłam za nim, tak szybko mi się nie wywinie. -Co planujecie? -Chryste! Czy Ty musisz być taka uparta?? -Dam Ci spokój jak mi powiesz co przede mną ukrywacie. -Wiesz co znaczy "tajemnica"? -Ha! Czyli jednak coś kombinujecie! Już jesteśmy o krok do przodu, więc skoro powiedziałeś A to teraz powiedz ja uśmiechnęłam się triumfalnie a on przewrócił oczami. -Wiesz, że jesteś strasznie upierdliwa? -Nie powiesz mi?? -Wreszcie to do Ciebie stał z założonymi rękami i wyraźnie powstrzymywał się od śmiechu. -Jesteś chamski! Chyba mam prawo wiedzieć?? Podszedł do mnie, przyłożył usta do mojego ucha i wyszeptał "nie". Serce mało nie wyskoczyło mi z piersi ale dzielnie stałam przed nim i starałam się równo oddychać. -Bartek, możesz mi przynieść wiśnie ze spiżarni?- akurat na korytarz wyszła pani Iwona. -Jasne mamo. Poszedł schodami w dół a ja na górę. Runęłam na swoje łóżko i próbowałam uspokoić palpitacje serca. Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech... cholera nie pomaga. Idę na spacer. Zbiegłam schodami w dół, przy drzwiach wpadłam na pomysł żeby wziąć ze sobą mp3, ponownie wbiegłam na górę odszukałam odtwarzacz w mojej sportowej torbie i znów zbiegłam na dół. Na korytarzu natknęłam się na Kurasia. -Gdzie idziesz? Wyminęłam go bez słowa, otworzyłam drzwi i wyszłam. Chodziłam po całej Nysie i poznałam wiele nowych miejsc bo chociaż byłam już w tym mieście od 2 miesięcy to szkoła i treningi nie pozwalały mi "zwiedzać". Znałam tylko moją budę i halę treningową. Tak długo łaziłam po mieście, że zaczynało się już robić szaro a ja nie miałam pojęcia gdzie jestem i jak wrócić do domu. Starałam się nie panikować i spróbowałam wrócić tą drogą, którą przyszłam. Pomysł wydawał się dobry ale wykonanie trochę trudniejsze. Przeszłam przez park, doszłam do jakiejś ulicy i przeszłam na drugą stronę. Postanowiłam iść tą ulicą, później skręciłam kilka razy, robiło się coraz ciemniej i zimniej a ja byłam w jeansowych rybaczkach i koszulce z krótkim rękawem, domu Kurków dalej nie było widać. Powoli wpadałam w panikę, nie wiedziałam co robić, nie było żadnych ludzi, których mogłabym się zapytać o drogę więc siadłam na ławce, wydawało mi się to lepszym pomysłem niż krążenie po całym mieście poza tym byłam już zmęczona. Zrobiło się ciemno i zapaliły się uliczne latarnie. Było zimno, do tego stopnia, że zaczęłam się trząść. Starałam się uspokoić samą siebie, przecież ktoś mnie zacznie szukać, zobaczą, że mnie nie ma. Tylko lepiej, żeby szybciej to zauważyli. Głupia! Głupia! Głupia! Co mnie podkusiło, żeby iść na miasto?? Czy ja zawsze muszę mieć takie głupie pomysły? Błagam! Niech mnie ktoś znajdzie! Nagle usłyszałam jak ktoś biegnie, przestraszyłam się nie na żarty. Powoli się odwróciłam i zobaczyłam kogoś wysokiego, nie mogłam zobaczyć kto to bo wciąż był poza strumieniem światła. -Tośka, do cholery! Co Ty tutaj robisz? Dlaczego nie wracasz do domu? Wszyscy Cię szukają!! Jeszcze go nie widziałam ale bardzo wyraźnie usłyszałam głos Bartka. Zerwałam się z ławki i rzuciłam w jego ramiona. Złapał mnie i przytulił do siebie. -Jesteś zmarznięta. Zdjął z siebie bluzę i zarzucił mi ją na ramiona. Objął mnie ramieniem, zrobiło mi się cieplej. Powoli szliśmy w stronę domu (przynajmniej taką miałam nadzieję). -Co Ci strzeliło do głowy? Dlaczego nie wracałaś do domu? -Zgubiłam się. Bartek pokręcił głową, mocniej mnie do siebie przytulił i już się nie odzywaliśmy aż do samego domu. Kiedy tam dotarliśmy światło paliło się we wszystkich pokojach, a w oknie w kuchni stała pani Iwona z małym Kubusiem na rękach. Kiedy nas zobaczyła widać było, że jej ulżyło. -Tosia gdzie Ty byłaś? -Zgubiłam się, przepraszam za zamieszanie. -Gdzie tata?- zapytał Bartek. -Poszedł szukać Tosi. -Zadzwonię do niego i powiem, że ją znalazłem. Poszłam na górę, wykąpałam się przebrałam w piżamę, założyłam szlafrok i zeszłam na dół. Jeszcze raz przeprosiłam wszystkich za zamieszanie, zjadłam kolację bo byłam strasznie głodna i poszłam spać. _________________________________________________________________ Taaaak!! Pierwszy raz wyrobiłam się wcześniej z rozdziałem ;D Oglądaliście mecz Skra- Reprezentacja?? Bo ja obejrzałam i wyciągnęłam następujące wnioski: 1. Zatiego na atak. 2. Po nieudanej zagrywce powinno się serwować drugi raz (jak w tenisie). 3. Nowemu systemowi mówimy NIE! Tutaj mam uzasadnienie: mecz mi się strasznie dłużył i obejrzenie 8 setów graniczyło u mnie z nieziemską cierpliwością. 4. Kanapeczki i czekoladki w czasie meczu? Czemu nie tylko, żeby chłopakom się za bardzo nie przytyło :P 5. Trzeba robić mocniejsze stoliki, no przynajmniej takie żeby siatkarze nie zdołali ich staranować. Z mojej strony było by tyle, a Wy jakie wyciągnęliście wnioski?? Chciałam wam życzyć wesołych, spokojnych i siatkarskich świąt!! Całuski dla wszystkich moich czytelników :* :* :* Do przyszłego poczytania: T. Zdemaskowana Pierwszy i drugi set poszły gładko po naszej myśli, do 19 i 21. Ale już na drugiej przerwie przegrywałyśmy 16: 7. Moje ataki często omijały boisko i przyjęcie też było nienajlepsze. Pan Adam próbował nas zmotywować wszelkimi różnymi sposobami. Totalnie nam nie szło. Wzrokiem odszukałam moich rodziców, Monikę i Bartka którzy siedzieli na trybunach. Wszyscy zobaczyli, że na nich patrzę, rodzice z moją kochaną przyjaciółką pokazali mi zaciśnięte kciuki a Bartek bezgłośnie powiedział "dasz radę, wierzę w Ciebie" udało mi się wyczytać z ruchu jego warg. To dało mi strasznego kopa. Wróciłyśmy z dziewczynami na boisko. Piłka znów leciała na naszą połowę po zagrywce. Odebrała Ewelina, wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia z Wiktorią, naszą rozgrywającą, szybka piłka do mnie i... boisko! Później już było tylko lepiej Jowita zafundowała kilka asów, później kilka świetnych obron naszej libero i trzeci set był w naszym posiadaniu. Na dodatek niespodziewanie zostałam zawodnikiem meczu. Moje szczęście było nieopisane! Kiedy już się przebrałam, wyszłam z szatni i skierowałam się na parking z tyłu hali. Tam już wszyscy na mnie czekali. -Idzie nasza cieszył się mój ojciec. -Gratuluję!!- krzyknął Bartek. Rodzice i Monika mnie przytulili i pogratulowali. Bartka wolałam unikać ze względów bezpieczeństwa. Szybko wsiadłam do samochodu rodziców razem z Monią, drugim samochodem jechali Kurkowie. Ruszyliśmy do domu świętować. Kiedy mały Kuba zasnął i na dół zeszła pani Kurek, rodzice zajęli się rozmową a my wyszliśmy na zewnątrz. Wieczór był jeszcze ciepły chociaż była już połowa września, słychać było świerszcze i od czasu do czasu przeleciał jakiś świetlik. Siedliśmy na ławkach dookoła miejsca na ognisko. Świetnie nam się gadało, widać było, że Monika polubiła Bartka, gadała z nim jak ze starym znajomym. W sumie to nie było dziwne bo Monia miała zdolność do zjednywania sobie ludzi. Więc kiedy tamta dwójka gadała sobie w najlepsze ja mogłam porozmyślać. Przede wszystkim zastanawiałam się co słychać u dziewczyn, jak radzi sobie Aga jako nowy kapitan i co słychać u mojej paczki, która zawsze przychodziła na nasze mecze i już zaczęłam planować kiedy pojechać do domu kiedy nagle usłyszałam jak Bartek wspomina coś o balu i o tym, że nie chcę z nim iść, jednak najbardziej moją uwagę przykuła odpowiedź Moniki "nie martw się, już moja w tym głowa żeby z Tobą poszła". -Przepraszam bardzo, czy coś mnie ominęło?- stwierdziłam, że jednak pora zacząć interweniować. -Nie, nie wszystko jest w najlepszym odpowiedziała mi Monika, która była zbyt wesoła. Posiedzieliśmy tam jeszcze chwilkę a potem poszliśmy do swoich pokoi. -Lilka!! Dlaczego to robisz?- zapytała mnie Monika, już wykąpana i gotowa do spania. -Ale co??- zgasiłam światło i położyłam się w łóżku. -Nie chcesz iść z Bartkiem na bal. -Bo ja nie chodzę na bale, poza tym wyobrażasz sobie mnie w jakiejś balowej sukni i szpileczkach?? Przy moim wzroście? -Akurat wzrost tutaj nie gra roli możesz założyć piętnastki i dalej będziesz niższa od no tak przy Bartku wzrost to nie był wystarczający naprawdę chce z Tobą iść. -Nie mam gorączkowo szukałam jakiejś wymówki. -To też nie jest problem, dużo jest sklepów w okolicy. -Monika zlituj się, ja naprawdę nie przepadam za takimi imprezami. -Dam Ci spokój jeżeli odpowiesz mi na jedno pytanie. -No z doświadczenia wiedziałam, że na jednym pytaniu się nie skończy, a zwłaszcza jak ona sobie coś postanowiła to tak musiało być i nie było mowy o jakimkolwiek kompromisie. -Nie chcesz iść na ten bal bo trzeba założyć sukienkę czy dlatego, że miałabyś tam iść z Bartkiem? -Dlatego, że trzeba założyć chlapnęłam bez zastanowienia. -Czyli lubisz Bartka tak?- drążyła temat. -Lubię i co z tego? -Jak bardzo lubisz?- zaczęły mnie te pytania irytować więc popełniłam błąd życia i powiedziałam: -Nie Twój interes! -Ha! On Ci się podoba! Kurek Ci się podoba! Wiedziałam!! Wiedziałam!!- zaczęła się wydzierać wniebogłosy. -Monia zamknij mordę! Kubuś śpi! -Jasne Kubuś, naprzeciwko Bartuś śpi a może nie śpi i mógłby to przez przypadek to moje wredne ale jakże kochane dziewuszysko dalej się ze mnie nabijało. -Monia śpij ucięłam temat wielce obrażona o to, że mnie zdemaskowała. Następnego dnia po południu moi rodzice z Monią musieli wracać do domu. Od samego rana widziałam jak Bartek spiskuje z Moniką, miałam zamiar wypytać później o wszystko Bartka bo przecież Monika by mi nie powiedziała "dla mojego dobra" jak to ona zawsze mówiła. Pożegnałam się najpierw z moją kochaną mamusią później z faderkiem a na końcu przyszedł czas na Monikę. -Mam nadzieję, że przyjedziesz do nas niedługo? -Pewnie tak. -Tylko tak przed Twoimi urodzinami, mam wtedy coś mi zaczęło śmierdzieć, ooo już ja wezmę Bartka w obroty. -Nie wiem, zobaczę nie chciałam składać żadnych obietnic bo Monika była bardzo pamiętliwą Trzymaj się kochana. -Ty też się nie puściła oczko do Bartka, pewnie myślała, że tego nie widzę, wsiedli do samochodu i pojechali. Kiedy samochód opuścił podjazd, odwróciłam się na pięcie i groźnie spojrzałam na Bartka. -Bartek!? _________________________________________________________________ I znowu ledwie się wyrobiłam z tym rozdziałem, ale grunt, że jest! Dzisiaj mam totalnie pechowy dzień: popsuł mi się telefon, pomieszały mi się godziny i poszłam za wcześnie na ćwiczenia, po prostu masakraaaa :/ U Was lepiej? Mam nadzieję ;) Do przyszłego poczytania: T. Mieszane uczucia... Dwa dni przed naszym pierwszym meczem ogłoszono w szkole bal. Obowiązywały długie suknie i garnitury. To wielkie wydarzenie miało się odbyć 21 października czyli w dzień moich urodzin. Nie zaprzątałam sobie tym głowy ponieważ nie miałam zamiaru tam iść a poza tym już niedługo miał być mój wielki debiut na boisku. Trener wystawił mnie w podstawowym składzie, byłam bardzo szczęśliwa. Tego samego dnia kiedy czekaliśmy z Bartkiem i Michałem na Wojtka przed szkołą podeszła do nas Paula. -Hejka wszystkim- mi się momentalnie podniosło ciśnienie a chłopaki coś tam jej Bartuś, mam sprawę do Ciebie. -Słucham?- odniosłam wrażenie, że Paula chciała porozmawiać na osobności ale Bartek ani drgnął więc przeszła do sedna sprawy. -Nie poszedłbyś ze mną na bal? -Bardzo mi przykro ale już się z kimś umówiłem. -Ojjjj to szkoda, a z kim jeśli mogę wiedzieć. -Idę z Tośką, prawda?- pytanie było skierowane do mnie jednak zanim odpowiedziałam spiorunowałam go wzrokiem. -Tak, idziemy posłałam triumfujące spojrzenie Pauli. Tenisistka była tak zła, że nawet się nie pożegnała tylko odwróciła się na pięcie i odeszła. -Kurek! Ostatni raz ratuję Ci dupę. -Dzięki wielkie ale teraz nie mamy wyjścia musimy iść razem na bal. -O nie, nie, nie. Nie wybieram się na żaden bal. -To co ja mam powiedzieć Pauli? -Najlepiej nic a jak już Cię zapyta to możesz powiedzieć, że miałam pilny wyjazd do domu. Poza tym do balu jest jeszcze ponad miesiąc, coś wymyślisz. Albo zaproś jakąś inną mówiąc to cichy głosik w mojej głowie krzyczał "nie zapraszaj nikogo, przekonaj mnie, żebym poszła z Tobą!" W piątek, 16 września po południu szykowałam się na trening a wieczorem mieli przyjechać moi rodzice z Moniką i zostać na jutrzejszy mecz. Byłam bardzo podekscytowana bo to był pierwszy raz kiedy rodzice mieli zobaczyć jak gram. Nagle do mojego pokoju wpadł Bartek. -Gołaś nie żyje. -Co? Co Ty w ogóle mówisz? -W wiadomościach właśnie mówili. -Ale jak to? -Miał wypadek samochodowy, jechał z żoną. Ona przeżyła, on nie. Usiadłam na łóżku. Nie mogłam zrozumieć dlaczego tak młody i zdolny człowiek musiał zginąć. To było niewyobrażalne. Bartek chyba bił się z podobnymi myślami bo też usiadł na moim łóżku i zapatrzył się w przestrzeń. Chociaż byłam zszokowana to mój organizm zarejestrował że moje ramię dotyka ramienia Bartka. Nie mogłam się skupić, więc wstałam i podeszłam do szafy. Wrzuciłam do mojej torby jeszcze ochraniacze, zamknęłam drzwi szafy i oparłam się o nie. Drzwi mojego pokoju ponownie się otworzyły i do pokoju wszedł pan Adam. -Słyszeliście już?- pokiwaliśmy z Bartkiem Gotowa? To jedziemy na halę. Trening rozpoczęłyśmy minutą ciszy żeby uczcić pamięć Arkadiusza. Wszystkie bardzo się mobilizowałyśmy i starałyśmy się z całych sił. Bez spięć i niepotrzebnych krzyków przebiegał trening. Każdy był skupiony i chciał jak najlepiej wykonać swoją pracę. Kiedy po treningu zajechaliśmy pod dom, na podjeździe stał już samochód moich rodziców. Weszłam do domu, położyłam swoją torbę w korytarzu i od razu coś się na mnie rzuciło, a usłyszałam coś na wzór syreny strażackiej ale to na szczęście była tylko moja Monia, która piszczała z radości. -Lilkaaaaaa! Boże! Kiedy ja Cię widziałam!!- zaczęła mnie dusić. -Yyy Monia ja też się cieszę ale błagam nie duś udało mi się wykrztusić kilka słów. -To co u Ciebie słychać? Tak strasznie się za Tobą stęskniłam, a właśnie gdzie jest ten Bartek, bo braciszka ma spojrzałam na zegarek, no tak Bartek był na treningu. -Wszystko Ci opowiem tylko daj mi się najpierw przywitać z rodzicami, ok?- wyswobodziłam się z jej uścisku i weszłam do salonu. Mama od razu do mnie podeszła i mocno mnie uścisnęła. Usłyszałam jej szept w moim uchu -Tęskniłam. -Ja też mamo. Kiedy już z mamą się przywitałam podszedł do mnie ojciec, też mnie przytulił i wyglądał na szczęśliwego. Wiedziałam ile kosztowała ich zgoda na moje przejście do Nysy, a mimo to byli szczęśliwi i dumni (?), być może tak mi się tylko wydawało. Usłyszeliśmy zamykane drzwi wejściowe, po kilku sekundach do salonu wszedł Bartek. Monika od razu zaczęła mnie szturchać, nie wytrzymałam. -Co!? -To jest Bartek?- popatrzyłam na nią z politowaniem, odpowiedź była oczywista. Monika tylko wywróciła oczami co miało znaczyć mniej więcej "niezłe z niego ciacho, ja Ciebie wcale nie rozumiem", wolałam zostawić to bez komentarza. Do późnego wieczora siedzieliśmy wszyscy w salonie rozmawialiśmy, jedliśmy i śmialiśmy się. Jednak kiedy dochodziła 23 pan Adam wygonił mnie do łóżka z racji tego, że mecz miał się rozpocząć o 11 to już o 9:30 powinniśmy się stawić na hali. Monika spała razem ze mną, więc zanim obgadałyśmy te najważniejsze sprawy, minęła 2, no ładnie. Budzik zadzwonił o 8 ale to nie on mnie obudził tylko krzyk Moniki: -Wyłącz tooooo!- cóż on miała zdecydowanie lżejszy sen niż ja. Zaczęłam szukać ręką z półprzymkniętymi powiekami budzika, kiedy w końcu udało mi się go znaleźć obie byłyśmy już rozbudzone. Poszłam do łazienki, umyłam się, ubrałam, wyczesałam włosy w kitkę a grzywkę podpięłam wsuwkami, sprawdziłam czy wszystkie potrzebne rzeczy mam w torbie i poczekałam aż Monika wyjdzie z łazienki. Razem zeszłyśmy na śniadanie. Zjadłyśmy tosty, popiłyśmy pomarańczowym sokiem. Zgodnie stwierdziliśmy, że nie ma sensu aby moi rodzice Bartek i Monika (mama Bartka nie jechała na mecz ponieważ ktoś musiał zostać z Kubusiem) jechali tak wcześnie, oni mięli dojechać później. Dotarliśmy na halę, szybko się przebrałam i dołączyłam do dziewczyn które już się rozgrzewały. Usłyszałyśmy gwizdek sędziego, mecz miał się zacząć. Spiker wywoływał nasze nazwiska nagle usłyszałam "...Jarecka..." poczułam nieprzyjemny skurcz w brzuchu. Rozejrzałam się po trybunach i zobaczyłam pierwszy raz moich rodziców na meczu, to dodało mi pewności siebie. Gwizdek. Mecz rozpoczęty. Pierwsza piłka w górze. "Niech się dzieje wola nieba..." _________________________________________________________________ Ojej! Dzisiaj na szybkiego musiałam kończyć ten rozdział. Totalnie nie mam czasu, na dodatek mam jakieś problemy z internetem, normalnie wszystko przeciwko mnie! :/ Mam nadzieję, że u was jest zdecydowanie lepiej z gospodarowaniem czasu ;) Do przyszłego poczytania: T. Pomieszanie z poplątaniem -Bartek!! Wyłaź z tej łazienki!! Przez Ciebie spóźnię się do szkoły!- drzwi się otworzyły i z łazienki wyszedł pół nagi Kurek. Chryste jaką on ma klatę!! "Ziemia do Tośki! Kurek to Twój wróg ar ju rimember??" odezwał się cichy głosik w mojej Ci się skończyły?- a on się tylko uśmiechnął i zaczął zbliżać się do mnie z głupim uśmiechem, położyłam swoją rękę na jego nagim torsie i lekko odepchnęłam, chowając się za drzwiami Totalnie Ci już mózg Szybko zamknęłam drzwi na klucz, oparłam ręce o krawędzie umywali i próbowałam zebrać myśli. Obmyłam twarz wodą i udało mi się przekonać samą siebie, że klatka piersiowa młodego siatkarza nie zrobiła na mnie wrażenia. W szkole lekcje zleciały mi dość szybko i zyskałam sławę w szkole pod tytułem "ta co mieszka z Kurkiem", przechodząc korytarzem słyszałam to kilka razy. Na którejś przerwie podszedł do mnie Bartek. -Hej, sprawa jest. -Słucham? -Organizujemy z chłopakami mecz uczniowie kontra nauczyciele i mogła byś sędziować?- zrobił oczy kota ze shreka, więc nie mogłam mu odmówić. -Jasne, kiedy i gdzie? -W piątek o 13 u nas na sali gimnastycznej. -Ok, załatw mi tylko Bartek patrzył na kogoś ponad moim ramieniem, już się chciałam odwrócić kiedy on niespodziewanie się pochylił i pocałował mnie w Ej! Co Ty robisz debilu?? -Chcę wkurzyć Paulę. Ona musi się w końcu ode mnie odczepić. -Tak, no po prostu świetnie geniuszu! Ona mnie przecież zabije. -To Cię pomimo, że to była po prostu grzecznościowa odpowiedź to poczułam się bezpiecznie. -Muszę już lecieć, mam matmę. odwrócił się już i zaczął iść w stronę Bartek! Poczekasz na mnie przed szkołą po lekcjach?- on się tylko uśmiechnął i kiwnął głową. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam niemal purpurową twarz Pauli, uśmiechnęłam się do niej promiennie i podeszłam do Eweliny. Po lekcjach miałam trening. Pierwszy raz nie mogłam się skupić. Popełniałam głupie błędy i nie mogłam trafić w boisko. Trener się wściekał bo przecież już niedługo miał się rozpocząć sezon. Za karę musiałam zostać i biegać dookoła boiska. Nie przeszkadzało mi to bo przy wysiłku niewymagającym myślenia mogłam zająć swój umysł czymś innym. Nigdy tyle nie myślałam o Bartku, po prostu nie zasługiwał na moją uwagę. Bożyszcze większości dziewczyn w mojej szkole nie mogło być również moim bożyszczem. Nie jestem jakąś napaloną fanką Kurka, nie mogłam być taka jak Paula. Byłam tak zamyślona, że nawet nie usłyszałam jak pan Adam mnie wołał. -Tośka co się dzisiaj z Tobą dzieje? -Przepraszam, to nie mój dzień. -Lepiej niech będzie Twój za 2 tygodnie bo gramy mecz i zastanawiam się nad Twoim udziałem w podstawowej 6. Pamiętaj, zastanawiam się ale jak na jutrzejszym treningu nie poprawisz swojej gry to raczej się w niej nie znajdziesz. Wszystko w Twoich rękach, a teraz idź do szatni. Piątek nadszedł dość szybko. Było kilka minut po 12, akurat miałam język polski kiedy do klasy wszedł Bartek i zapytał czy może mnie zwolnić z lekcji. Nauczycielka nie była zachwycona ale ostatecznie się zgodziła. Poszliśmy na halę, Bartek dał mi gwizdek i reklamówkę. -Co tam jest? -Strój sędziego. -To nie mogłam być w jeansach i zwykłej koszulce? -Żartujesz sobie? To jest poważny mecz. Masz też do dyspozycji drugiego byłam w szoku. Poszłam do szatni się przebrać. Miałam białą koszulkę polo i granatowe spodnie. Związałam włosy w kitkę i wyszłam z szatni. Podszedł Bartek i wręczył mi żółtą i czerwoną kartkę, spojrzałam na niego ze zdziwieniem ale on zachował powagę, wzruszyłam ramionami i siadłam na ławce. Chłopaki i nauczyciele zaczęli się rozgrzewać. Oczywiście w drużynie chłopaków z osób których znałam grał Bartek, Wojtek i Michał natomiast w drużynie nauczycieli grał mój matematyk i pan Adam. Nagle koło mnie zmaterializował się koleś ubrany dokładnie tak jak ja. -Cześć, jesteś sędzią liniowym? -W zasadzie to jestem sędzią pokazałam mu gwizdek i kartki które trzymałam w rękach. -Ty?? Ale Ty jesteś dziewczyną. -I co z tego, że jestem dziewczyną? -No tak, to Ty jesteś tą dziewczyną co mieszka z Kurkami i pewnie dlatego jesteś pierwszym akurat przechodził Bartek i chyba usłyszał naszą rozmowę. -Jakiś problem?- koleś lekko się zmieszał i niepewnie spojrzał na mnie. -Nie, kolega bardzo się cieszy, że będzie drugim sędzią rozbrzmiał dzwonek i fala ludzi zaczęła wchodzić na halę. Do 13 brakowało 20 minut. Poza boiskiem zaczęły się zbierać obie drużyny. Stwierdziłam, że moim obowiązkiem jest podejść do nich i chociaż dowiedzieć się kto jest kapitanem w której drużynie i trzeba było zrobić losowanie kto wprowadzi piłkę do gry. W obu drużynach kapitanami byli Kurkowie, czyli szykował się pojedynek pokoleń, natomiast piłkę wylosował Kurek senior. Mecz się zaczął. Pojedynek był długi i zacięty bo było aż 5 setów ale wygrała młodość i werwa uczniów. Oczywiście zawodnikiem meczu został Bartek. A ja nie miałam pojęcia, że sędziowanie jest tak trudnym zajęciem, ciągłe skupienie i stanie w miejscu prawie 3h mnie wykończyły do tego stopnia, że nie mogłam zejść z pozycji sędziowskiej. Podszedł Bartek i zdjął mnie stamtąd. Poczułam jego silne ręce wokół mojej tali i świat mi zawirował przed oczami. -Wszystko w porządku?- spojrzał na mnie niemal z troską. -Tak, tak uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę szatni. _________________________________________________________________ Jest kolejny rozdział. Mam nadzieję, że trochę lepszy niż ostatnie. Jaka reakcja na odejście Dejana ze Skry?? Przyznam szczerze, że nie przepadałam za nim i raczej mi go nie będzie brakować u Skrzatów. Do przyszłego poczytania: T. Wróg numer 1 Obudziło mnie wołanie Kurka. Jednak coś mi nie pasowało bo niby jakim prawem on krzyczy "Lilka"?? Nagle drzwi mojego pokoju otworzyły się na oścież i stanął w nich Nie śpij! Telefon do Ciebie. -Skąd wiesz, że jestem Lilka?- zapytałam gramoląc się z łóżka jednak od razu rąbnęłam się ręką w Monia, no przecież ja ją kiedyś zabiję...- wzięłam słuchawkę od Barka, klapnęłam na krzesło a Kurek dalej stał w Czekasz na oklaski??- poszedł. -Co się nic nie odzywasz?? Zapomniałaś o mnie? -A daj spokój, ciągła wojna z Bartkiem mnie wykańcza psychicznie. -Liluś dlaczego się z nim kłócisz nie mogła byś być dla niego milsza? Może coś by z tego było? A tak w ogóle to on ma bardzo seksowny głos. -Moniś, żelazko Ci na łepetynę spadło?? -Dobra, dobra nie kłóćmy się. Jak tam kariera?? -Nie najgorzej. Dziewczyny są całkiem spoko, ale już poznałam mojego wroga numer 1. Niejaką Paulę, która gra w tenisa i leci na Kurka więc uznała mnie za zagrożenie. Poza tym dziewczyno, to jakiś pieprzony High School jest, wyobrażasz sobie, że oni tu mają nawet jakiś bal? -Idziesz z Bartkiem? -Chora jesteś? Wcale się na niego nie wybieram. Opowiadaj lepiej jak tam dziewczyny żyją. Mają już nową atakującą? -Radzą sobie ale czarno to widzę. Atakującą jest Nina, teraz awansowała przez to, że Ty odeszłaś. Będzie miała swoje 5 minut. -Poradzi sobie. Nina jest zdolna. -Wiem, muszę kończyć. Trzymaj się, Lilka. -Też się nie puszczaj. Papa. Rozłączyłam się i skierowałam się prosto do pokoju Bartka. Wpadłam tam nawet nie pukając. -Puka się, Lilka. -Nie mów do mnie Lilka. Dla Ciebie jestem Tośka i tak ma zostać. -A dlaczego ta dziewczyna, Monika, tak? mówiła do Ciebie Lilka? -Nie Twój interes. Dla Ciebie jestem Tośka. Wyszłam trzaskając drzwiami. Z dołu usłyszałam jak pan Adam mnie woła więc szybko zbiegałam na dół. -Tak? -Dostaliśmy kasę na nowe piłki, właśnie po nie jadę. Jedziesz ze mną? -Pewnie tylko się przebiorę. 5 minut i jestem. Wpadłam do pokoju założyłam jasne jeansy, niebieską sportową koszulkę i pognałam na dół. W biegu założyłam trampki i kilka sekund później jechaliśmy w stronę sklepu sportowego. Byłam w siódmym niebie wchodząc do tego sklepu. Kupiliśmy cały kosz piłek plus ja sobie kupiłam nowe ochraniacze na kolana oraz worek na lód. Następne tygodnie minęły na ciągłej wojnie z Kurkiem i regularnych treningach. Odbył się również mały sparing, który udało się wygrać. Nie grałam w podstawowym składzie ale wyszłam kilka razy na boisko. 29 sierpnia Bartek miał urodziny więc poszłam do empiku i kupiłam mu płytę zespołu "My Chemical Brothers"- cieszył się jak dziecko. Aż w końcu nadszedł 1 wrzesień czyli dzień, którego żaden uczeń raczej nie lubi. Już o 8 rano byłam ubrana w czarne rurki, białą koszulkę i czarną marynarkę. Największym problemem były dla mnie buty, do wyboru miałam baleriny albo szpileczki 5 cm (jak dla mnie to i tak za dużo). Wybór padł na baleriny, po co się katować? Zeszłam na dół. Bartek już czekał na mnie, ubrany był w garnitur (gdzie on znalazł na siebie garnitur? to chyba zostanie odwieczną zagadką). Wsiedliśmy do samochodu a kiedy przyszedł Bartka ojciec pojechaliśmy do szkoły. Przed szkołą kręciło się mnóstwo ludzi. Nie miałam pojęcia w którą stronę iść. Ale w końcu do czegoś przydał się Bartek. Złapał mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć przez tłum, po drodze przywitał się z kilkoma znajomymi (w tym z Paulą, która od chyba postanowiła mnie ignorować). Apel rozpoczynający rok szkolny trwał nie dłużej niż 20 minut, później każdy miał się rozejść do swoich sal, moją była 6 ale nie miałam pojęcia gdzie ona jest. O pomoc zwróciłam się do Bartka, który zaprowadził mnie pod salę. Na nieszczęście pod salą stała Paula (z którą na nieszczęście miałam chodzić do klasy). -"O! sierotka Marysia się zgubiła? Trzeba za rączkę zaprowadzić małą dziewczynkę? Niańki potrzebujesz??"- Paula zmieniła taktykę na obrażanie mnie, już jej chciałam coś odszczeknąć ale Bartek wszedł między ją a mnie i wyszeptał mi do ucha: "nie zwracaj na nią uwagi". Na szczęście przyszedł nasz wychowawca i Paula musiała się zamknąć. Wychowawca podał nam plan na cały tydzień i mogliśmy iść do domu. Przed szkołą czekał na mnie Kurek z kolegami. -Ile można na Ciebie czekać?- zaczął mi robić wyrzuty. -Nie kazałam Ci na siebie czekać. -Cześć, jestem podszedł do mnie wysoki (na bank siatkarz) brunet. -Miło mi Tośka jestem. -To jest Kamil i przedstawił mi resztę kolegów Wojtek. -Dobra skoro już się znacie to możemy iść do domu?- zapytał Kurek poirytowany nie wiadomo czym. Ruszyliśmy do domu. -Czemu nie jesteś z Paulą? -Słucham?? -Czemu nie jesteście razem? -Nie widzisz jaka ona jest? Chamska, opryskliwa,wredna, złośliwa, zarozumiała i arogancka. Chciała byś mieć chłopaka, który ma wszystkie te cechy?- spojrzałam na niego, był naprawdę przystojny. I jak się okazało można z nim było porozmawiać o wielu rzeczach. Hmm może rzeczywiście niepotrzebnie z nim się kłócę. -Nie, nie chciała spuściłam wzrok. Już nie poruszaliśmy żadnego tematu i w milczeniu dotarliśmy do domu. _________________________________________________________________ Przepraszam wiem, że ostatnie rozdziały nie należą do najlepszych ale kompletnie nie mam czasu pisać. Jak będę pisała następny rozdział to się bardziej postaram, obiecuję. W każdym razie bardzo dziękuję i pragnę pozdrowić osoby, które regularnie odwiedzają mojego bloga. Do przyszłego poczytania: T. Kurek, cholero jedna! Podeszła do nas dość ładna blondynka. Zmierzyła mnie wzrokiem i przytuliła się do przedstawisz mi Twoją koleżankę. -Eee Tośka- Paula, Paula- podałyśmy sobie ręce. -Jesteś nowa, nigdy Cię tu nie teoretycznie była miła ale w jej zachowaniu wszystko wskazywało na to, że strasznie ją irytuję. -Tak, przeprowadziłam się tutaj wczoraj. Będę grała w siatkę. -O a gdzie mieszkasz? -U wtrącił się do rozmowy Bartek. Dla Pauli chyba tego było za wiele, czara się przelała. -Jak to u CIEBIE?- zapytała zdenerwowana. -Normalnie, ojciec złożył jej propozycję jako trener żeby przeszła do jego drużyny. Na atak. Za Kornele. -Ahaa. Wiesz ja muszę już lecieć, mam trening. Widzimy się wieczorem na ognisku? -Jeszcze nie wiem czy przyjdziemy. -Ok, ,to uśmiechnęła się promiennie do Bartka a mnie na pożegnanie zmierzyła wzrokiem. Chyba nie zostaniemy przyjaciółkami. -To Twoja dziewczyna?- zapytałam Kurka. -Chyba żartujesz!?- zaczął się śmiać. -Ale tak to wyglądało. Ona też gra w siatkę? -Nie, w tenisa. -I też chodzi do naszej szkoły? -Tak, to liceum sportowe i każdy w coś gra. Nie wiem czy wiesz ale w naszej szkole co roku jest bal. -Jaki bal?? Długie suknie, garnitury i te sprawy? -Tak i przychodzi się przecież to jakiś pieprzony high school, pomyślałam. -Raczej nie zaszczycę nikogo swoją obecnością na balu, nie moje klimaty. A założenie sukienki dla mnie graniczy z cudem. Bartek tylko się uśmiechnął i ruszył w stronę domu. -To idziemy na to ognisko? -My? Jak chcesz to idź, ja nigdzie nie idę. Przecież nikogo nie znam. -To poznasz. -Eeeem no nie wiem czy to jest dobry pomysł, może następnym razem. Weszliśmy do domu. Od samego progu usłyszeliśmy wołanie mamy Bartka. -Tosia? Bartek? -Tak, odkrzyknął Bartek. Weszliśmy do kuchni bo stamtąd dochodził głos pani Kurek. -Dzisiaj na obiad będzie spagetti. Bardzo jesteście głodni? Co dzisiaj robiliście? -Rano dałem Tośce wycisk, bieganiem po lesie a teraz wróciliśmy z boiska, graliśmy w kosza. -Ooo też grasz w kosza?- pytanie było do mnie -W zasadzie nie, ale Bartek mnie trochę nauczył. -Jeszcze kilka lat i spokojnie może grać na najlepszych parkietach koszykarskich. -Kto będzie grał na koszykarskich parkietach?- właśnie do kuchni wszedł trener. -Tośka ma smykałkę do kosza. -Nie, nie, nie, ja pozostanę wierna siatkówce. -Uff to dobrze bo już się przestraszyłem, że dalej nie mamy i zaczął się A co do siatkówki to jutro mamy trening, ale taki bardziej zapoznawczy. Zobaczymy czy nie trzeba komuś pozycji zmienić i przećwiczymy podstawowe zagrania. Bartek pójdziesz z nami, chyba będę Cię potrzebował. -Jasne. Pobiegłam szybko na górę się trochę ogarnąć. Kiedy wróciłam, nakryłam do stołu i wszyscy przy nim usiedliśmy. Obiad był pyszny. Bartek zaniósł naczynia do zmywarki, a ja poszłam do swojego pokoju. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. w drzwiach stał trener z jakąś wielką reklamówką. -Nie przeszkadzam? -Nie, nie, proszę usiadł na krześle koło mojego biurka. -Proszę, to dla wyciągnęłam z reklamówki żółto-granatowy stój z numerem 11 i swoim własnym nazwiskiem "A. JARECKA". Dziwnie było trzymać w rękach koszulkę o takich barwach, do tej pory zawsze była ona czarno- biała. W środku były jeszcze ochraniacze na kolana i klubowe dresy, które zakłada się na Przymierz. Poszłam do łazienki i przebrałam się w mój nowy klubowy stój. Pasował jak ulał. -I jak?- zapytał trener, kiedy wróciłam do pokoju. -Pasuje, dziękuję bardzo. -Nie ma za co. Jutro o 9 jest i wyszedł z pokoju. Wieczór minął miło i spokojnie. Graliśmy z Bartkiem w jakieś głupie gry na komputerze. Kurek próbował mnie namówić, żebyśmy poszli na to nieszczęsne ognisko ale uparłam się, a jak ja się na coś uprę to nie odpuszczam. Obudziłam się o 7:30 następnego dnia. Wzięłam szybki prysznic, założyłam jeansy i top. Wrzuciłam do mojej sportowej torby "nike": dresy i buty "asics" oraz wodę mineralną. Zeszłam na dół do kuchni. Tam już się krzątał Bartek. -Siadaj, siadaj. Dzisiaj wielki dzień dla Ciebie. -Eeem ale ja chciałam śniadanie sobie zrobić- próbowałam dostać się do lodówki, jednak miałam z tym mały problem bo wielkolud Kurek zasłonił mi drogę, złapał za ramiona i posadził na krześle. -Siedź! uśmiechnął się do mnie i przyniósł miskę płatków z mlekiem. -Śniadanie mistrzów?- zaczęłam się śmiać. -Coś w tym Bartkowi też poprawił się humor. -Jak samopoczucie?- do kuchni wszedł trener Kurek. -Bywało bardzo się denerwowałam. -Wszystko będzie dobrze zobaczysz. Zbieraj się. Za 5 minut widzimy się w garażu. Poszłam do pokoju po moją torbę. Kiedy otworzyłam drzwi z zamiarem wyjścia z pokoju spotkałam Kurka opierającego się o framugę moich drzwi. -W czym mogę pomóc?- zapytałam. -Torba. -Co torba? -Daj mi swoją torbę to Ci zaniosę ją do i chwycił za pasek mojej czarnej sportowej torby. -Daj spokój, przecież dam radę ją zanieść przecież nie jest ciężka. I zejdź mi z drogi bo się spóźnimy. -Nie spóźnimy jeśli dasz mi torbę. -Kurek! Daj mi przejść. -Jak dasz mi torbę. -Nie denerwuj mnie, nie mamy czasu. Przez Ciebie się spóźnię. Do jasnej ciasnej przesuń się! Nagle poczułam ręce Bartka na moich udach, moje stopy oderwały się od podłogi a na swoim brzuchu znalazło się ramię Kurka, a w zasadzie odwrotnie bo to on bezceremonialnie przerzucił mnie sobie przez ramię. Wyciągnął mi z ręki torbę i zaczął iść schodami w dół. -Co Ty wyprawiasz? Postaw mnie natychmiast!! Niestety ta wielka cholera puściła mnie dopiero w garażu. Byłam na niego śmiertelnie obrażona więc wsiadłam na przednie siedzenie samochodu i czekałam na trenera. Bartek wgramolił się na tył. Chyba zauważył mój bojowy nastrój bo zrezygnował z rozmowy. Zaczął majstrować przy radiu więc jego głowa znalazła się między siedzeniami. Poczułam zapach jego perfum, swoją drogą bardzo ładne. Na szczęście wrócił już trener. Odpalił samochód i ruszyliśmy w stronę hali. Po 10 minutach dojechaliśmy na miejsce. Jako, że moja torba leżała na tylnym siedzeniu od razu zwinął ją Kurek. -Możesz mi ją oddać? -Hmmmm niech pomyślę... nie!- i cieszy się jak nagi w pokrzywach. -Możesz się przestać wygłupiać? Zamiast odpowiedzieć przyspieszył kroku. Nagle za plecami usłyszałam jak ktoś woła moje imię. Odwróciłam się i zobaczyłam Ewelinę, która machała do mnie i gestem pokazywała żebym na nią zaczekała. -Cześć, jak tam samopoczucie? Gdzie masz rzeczy na trening? -Kurek mi niesie. -Bartek Ci niesie rzeczy?? Jesteście razem? -No coś Ty, ja z Bartkiem, błagam Cię. Pospieszmy się bo trener już wszedł na szybko zmieniłam temat bo nie chciałam dłużej rozmawiać o Kurku. Kiedy weszłyśmy na halę, trener poruszył kilka podstawowych tematów. Sprawy organizacyjne itd. Następnie zaczęłyśmy się rozgrzewać. Najpierw rozciąganie mięśni a później "zabawa" z piłką. Kiedy ćwiczyłyśmy zagrywkę zapytałam Ewelinę o Paulę. -Lepiej się z nią nie zadawaj. Ma totalnego fioła na punkcie Bartka i zjecie jak tylko się do niego zbliżysz. Czyli moja kobieca intuicja wcale mnie nie zmyliła. Później zaczęłyśmy ćwiczyć atak i wtedy okazało się do czego był nam potrzebny Kurek. Miał nas blokować. Po pewnym czasie coraz łatwiej było mi zmylić Bartka. Następnie po atakach przyszedł czas na grę. Z nową rozgrywającą grało mi się zadziwiająco dobrze. Co prawda Aga to nie była ale kilka tygodni i myślę, że będzie całkiem nieźle. Byłam tak zmęczona po treningu, że nawet nie chciało mi się krzyczeć na Bartka kiedy znowu wziął moją torbę, w tamtym momencie nawet chybabym się nie obraziła jak by mnie zaniósł do samochodu. Jak tylko wróciliśmy do domu, wzięłam prysznic i rzuciłam się na łóżko. Nie minęło 10 minut a już spałam. Trudne trudnego początki Wysiadłam z samochodu i zaczęłam wyciągać moje walizki. Od razu z domu wyszedł Bartek i jego ojciec, podeszli do nas i się przywitali. Złapałam dwie torby i ruszyłam w stronę domu, niestety na drodze stanął mi Bartek i wyciągnął ręce w stronę moich bagaży. Powiedziałam tylko "dzięki, poradzę sobie" i próbowałam go ominąć jednak on bezceremonialnie wyrwał mi torby z rąk i poszedł do domu. Pobiegłam za nim. Dogoniłam go dopiero w moim nowym pokoju. -Ej! Ty! Ktoś Cię o to prosił? -Nie ma za uśmiechnął się od ucha do ucha i wyszedł z pokoju. Cudownie wręcz. Czuję, że będzie świetnie mi się z nim mieszkać, nie ma co. Zrobiłam głęboki wdech, później wydech i wyszłam z pokoju. Na dole mój ojciec zawzięcie dyskutował z trenerem Kurkiem o jakichś częściach samochodowych, więc poszłam do kuchni. Tam był już Bartek i nalewał sobie soku do szklanki. -Chcesz soku? -Nie, odpowiedziałam grzecznie, jednak Mentos wyciągnął drugą szklankę, nalał do niej soku i wcisnął mi do ręki..- Masz jakieś problemy z uszami? Powiedziałam, że nie chce mi się pić. Może powinieneś iść do laryngologa. -Słyszałem co powiedziałaś ale chciałem być uprzejmy. -Byłbyś uprzejmy gdybyś uszanował moją wolę. -Dobra, i wyszedł z kuchni. Wypiłam sok, no bo skoro już nalał to przecież nie będę wylewać, i wyszłam z kuchni. Bartek właśnie schodził po schodach. -Zaniosłem Ci już wszystkie walizki, możesz się rozpakować. Bartek nagle stał się strasznie obojętny, niby uprzejmy ale coś mi nie Ej! Bartek, gdzie jest Twoja mama z Twoim bratem? -Pojechali do i poszedł. To się z nim nagadałam. Zanim poszłam się rozpakować, pożegnałam się z tatą, który już się zbierał do wyjazdu. Długo jeszcze stałam na podjeździe zanim weszłam do domu. Myślałam nad zmianami nastoju Kurka, co On w ciąży jest czy okres ma, to wszystko mi się bardzo nie podobało. A perspektywa mieszkania z nim i jego humorkami zdecydowanie nie była wesoła. "Dobra Tośka przecież nie musisz się nawet do niego odzywać, masz swój świat i swoje kredki a jak Kurka nie malowałaś to wiadomo..." Dzielnie ruszyłam do domu. Gdy tylko pan Adam usłyszał, że zamykam drzwi wyjściowe zapytał czy nie jestem głodna. Grzecznie podziękowałam i poszłam do pokoju się rozpakować. Rozpakowanie czterech walizek nie było najłatwiejsze, zeszło mi z tym do wieczora. Około 19 usłyszałam ciche pukanie do drzwi. wychyliłam się zza drzwi szafy. -Kolacja jest, zejdziesz?- to był Bartek. -Tak, za 5 usłyszałam ciche zamykanie drzwi, kiedy wróciłam do układania moich koszulek na pułkach w zgrabne kolumny. -Jak podskoczyłam, słysząc głos tuż za swoimi plecami. -Bartek, przestraszyłeś mnie, myślałam, że stał bardzo blisko mnie więc zrobiłam krok w tył przez co wpadłam do szafy. Zgrabnym ruchem wyszłam z szafy, jak bym codziennie to robiła bo przecież wchodzenie do szafy jest całkiem normalne, prawda? Rzuciłam koszulkę, którą trzymałam w rękach na łóżko i skierowałam się do Idziesz?- Bartek ruszył za mną. Kolacja była naprawdę bardzo dobra, zapiekanka z serem i milionem rzeczy których moje kubki smakowe nie umiały rozróżnić zrobiła na mnie wrażenie. Z pełnym brzuchem wróciłam do pakowania się, kiedy spojrzałam na pokój a raczej coś co podobno było pokojem bo wszędzie były porozrzucane jakieś bluzki, bluzy, spodnie, buty a nawet moje kosmetyki. -Pomóc Ci?- do pokoju wparował Kurek. -Nie, dzięki spróbuję sobie sama poradzić, aczkolwiek czarno to widzę. -Okej jak byś potrzebowała pomocy to będę na dole w salonie. Było już dobrze po 22 kiedy padłam na łóżko. Walizki były rozpakowane a pokój już nie wyglądał jak pobojowisko. Wzięłam piżamkę oraz przybory do mycia i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i kiedy zamierzałam się wziąć za mycie zębów zobaczyłam, że nie wzięłam z pokoju szczoteczki. Pognałam szybko do pokoju a kiedy i już byłam w trakcie mycia zębów drzwi do łazienki otworzyły się a ja zobaczyłam nagi tors Bartka. -Ups, sorry!- popatrzył na mnie nieco zmieszany w zasadzie nie wiem dlaczego bo ja byłam ubrana w przeciwieństwie do niego bo miał na sobie same Zazwyczaj tylko ja korzystam z tej łazienki. -Nic się nie stało. Już dokończyłam mycie zębów, zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z Dobranoc!- krzyknęłam przez drzwi. -Kolorowych!- dobiegło z łazienki. Położyłam się do łóżka i bardzo szybko zasnęłam. Obudziło mnie pukanie do drzwi. powiedziałam ziewając. -Co powiesz na poranne bieganie?? -A która jest godzina?- rozglądałam się za zegarkiem ale nigdzie go nie widziałam. Zapamiętać: kupić budzić. -Dochodzi 6. To jak biegasz ze mną czy poddajesz się? Dasz radę dotrzymać mi kroku? -Daj mi 15 wyskoczyłam z łóżko, co za bezczel! Ja nie dam rady dotrzymać mu kroku?? A kimże on niby jest?? Uważa się za samego Bolta? Już ja mu pokarzę!! Znalazłam mój ulubiony niebieski top, spodenki, włosy związałam w koński ogon a na nogi założyłam reebooki. Kurek już czekał na mnie w korytarzu. Najpierw mała rozgrzewka przed domem a później potruchtaliśmy w stronę lasu, który znajdował się na obrzeżach miasta. Po lesie biegaliśmy dobrą godzinę, miałam wrażenie, że zaraz płuca wypluję ale nie dałam tego po sobie poznać. Nigdy nie dałabym Kurkowi tej satysfakcji. Pod koniec trasy, kiedy byliśmy już naprawdę blisko domu Bartek rzucił hasło "kto pierwszy" i momentalnie przyspieszył. Nie miałam z nim szans ale zajęłam zaszczytne drugie miejsce. Najpierw wpadłam do kuchni po wodę a później od razu pod prysznic. Kiedy zeszłam na dół już czysta i pachnąca Bartek robił śniadanie. -Głodna?? -Jak wilk. Dałeś mi niezły wycisk. -Nieźle sobie poradziłaś. Na co masz ochotę? -Kawior z jesiotra i czerwone spojrzał na mnie z lekkim Tosty? -Nasz klient nasz pan!- zaczęliśmy się śmiać. -Pomóc Ci? -Możesz nastawić czajnik. Po zjedzonym posiłku położyłam się w salonie na kanapie i włączyłam telewizor. Po kilku minutach dołączył do mnie Kurek. W telewizji właśnie leciał jakiś głupkowaty serial. wstał z kanapy, złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. -Ale stój, gdzie mnie ciągniesz. -Zobaczysz. Wyszliśmy na korytarz, kazał mi ubrać buty i wyprowadził przed dom. Przebiegliśmy przez ulicę i mały park. Za parkiem było boisko do kosza. Kurek wcisnął mi do rąk piłkę do kosza. -Co ja mam z tym zrobić? -Rzucić do kosza. -Ale ja nie gram w kosza. -To zaczął suszyć No rzucaj. Zrobiłam jednego kozła piłką i rzuciłam ją w stronę kosza. Oczywiście nie trafiłam. -Ale nie tak. Źle trzymasz piłkę, wziął ode mnie piłkę i bez większego problemu trafił do Teraz Nie, nie nie. Nie tak!- stanął za mną, położył swoje dłonie na moich i wypchnął piłkę z moich dłoni. Piłka zatoczyła zgrabny łuk i wpadła do O tak to się robi. -Grasz w kosza? -Grałem ale stwierdziłem, że z siatkówką sobie lepiej radzę. Porozmawialiśmy jeszcze chwilkę a później rozegraliśmy mały mecz na jeden kosz. Oczywiście przegrałam bo Kurek miał przewagę pod względem wzrostu i umiejętności. -Cóż chyba musisz jeszcze trochę nabijał się ze mnie kiedy wracaliśmy do domu. -Na hali w siatkę skopałabym Ci nie pozostałam mu dłużna. -O jaka pewna siebie. A przypomniało mi się, jutro masz trening. -Że co? -To co słyszysz. -BAAAAARTUUUŚ!!- usłyszałam czyjś damski głos. _________________________________________________________________________________ Cóż nie miałam za dużo czasu w tym tygodniu ale zdążyłam napisać ten rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Do przyszłego poczytania: T. Zrównana z podłożem, zmieciona z powierzchni ziemi Wpadłam na halę lekko zadyszana. Od samych drzwi usłyszałam krzyki dziewczyn. -EEJJJJ!!!- wszystkie dziewczyny na mnie przestańcie się na siebie wydzierać! -Możesz się wypchać, nie jesteś jedną z no tak, Klaudia. -Jak tak patrzę to nie ma "was". Toczycie ze sobą wojnę, tak się zachowuje drużyna? Poza tym macie nowego kapitana i zero respektu dla niej? Dziewczyny, co wy robicie?? Co to w ogóle ma być?? -Jakim prawem w ogóle tu przyszłaś? Wystawiłaś nas, odwróciłaś się do nas plecami i od razu poleciałaś do Nysy. Tak się nie zachowuje kapitan. Jest nam wstyd, że mieliśmy takiego kapitana. -Zadzwoniła do mnie Aga z prośbą o pomoc, jeśli chcesz wiedzieć i nie odwróciłam się do was plecami a to, że tu jestem jest tego najlepszym dowodem, poza tym dostałam propozycje z której chcę skorzystać. A jeżeli jest wam wstyd, że miałyście takiego kapitana to po jaką cholerę mnie wybierałyście? Dobra, nie ważne nie przyszłam tutaj się wam tłumaczyć. Macie nowego kapitana i przynajmniej powinnyście wysłuchać tego co ma wam do powiedzenia. To leży w waszym interesie. -Dobra weź skończ bo już nie mogę Cię słuchać. Nie mogłam Cię słuchać nawet jak byłaś kapitanem, zawsze się wymądrzałaś i wydawało Ci się, że jesteś najlepsza z nas wszystkich a wiesz jaka jesteś? Do niczego! Nawet nie umiesz porządnie piłki odebrać. Sparaliżowało mnie. Jak ona mogła powiedzieć takie rzeczy? Wiedziałam, że nie jestem idealna ale nie wiedziałam, że tak mnie odbierały. Odwróciłam się do nich, podeszłam do Agi powiedziałam, że chyba musi sobie poradzić sama i wybiegłam z hali. Po drodze zaczęłam płakać, łzy spływały mi po policzkach. Zależało mi na tych dziewczynach a one tak po prostu zrównały mnie z powierzchnią ziemi. Kiedy weszłam do domu usłyszałam dzwonek telefonu, "o nieeee! znowu!?" przemknęło mi przez myśl ale podeszłam i podniosłam słuchawkę: -Słucham?- starałam się zachować jak najnormalniejszy ton głosu. -Cześć! -Bartek??- byłam lekko zdezorientowana. -Tak, dzwonię bo mój ojciec będzie zamawiał koszulki i chciał wiedzieć z jakim numerem grasz. -Powiedz, że 11 -Okej, dzięki... Ty płaczesz?- cholera spostrzegawczy jest. -Nie, jestem trochę przeziębiona? w lipcu? Tośka co Ty gadasz?? -To wracaj do zdrowia, widzimy się już niedługo, papa!- i się rozłączył. Hmm on ma naprawdę fajny głos. Ledwie odłożyłam słuchawkę, telefon znów zadzwonił. Co ja jestem!? Centrala? Już lekko zirytowana podniosłam po raz trzeci dzisiaj słuchawkę. -Tośka, to nie prawda co powiedziała dzisiaj Klaudia. Dobrze wiesz, że byłaś dla nas bardzo ważna i kiedy drużyna była w dużych tarapatach to Ty trzymałaś wszystkich w ryzach. Nigdy nie pozwoliłaś nam się załamać. Drużyna była silna bo Ty byłaś silna, a Klaudią się nie przejmuj to dobra zawodniczka tylko jej charakter jest nie do zniesienia. -Dzięki Aga. Naprawdę będzie mi was brakować i to nie jest dla mnie łatwe jak to się niektórym wydaje. Poza tym boję się, że nie dorównam tamtym dziewczynom no i przede wszystkim trenerowi, rozumiesz, że zawiodę wszystkich i cały ten sezon przesiedzę na ławce. -Ale Tośka tym to się wcale nie przejmuj, wszyscy wiedzą jak grasz. Nieraz widziały Cię w akcji na boisku i tak moim zdaniem to Ty powinnaś zgarnąć MVP w finale. Sorry, że zapytam ale wyprowadzasz razem z rodzicami? -Nie, będę mieszkać z trenerem Kurkiem, a moi rodzice zostają tutaj. -Wow! Nareszcie się stąd wyrwiesz, zazdroszczę Ci a jednocześnie życzę powodzenia w nowym klubie. Trzymaj się kochana. -Ty też się trzymaj i nie daj się Klaudii. Powodzenia. Kiedy w końcu klapnęłam na tyłek czułam, że jestem strasznie zmęczona, a przecież dochodziło dopiero południe. Włączyłam telewizor bo nie miałam nic lepszego do roboty, akurat lecieli "Kiepscy", kiedy już się wygodnie rozłożyłam na kanapie zadzwonił dzwonek do drzwi. Nie!!! Co to w ogóle za dzień?? Człowiek spokoju nie ma. Najpierw przyszło mi do głowy, żeby udawać, że nikogo nie ma w domu ale stwierdziłam, że to głupi pomysł więc wstałam z kanapy. Otworzyłam drzwi a za nimi stała moja babcia. -Tosiuniu! Co się stało, czemu nie otwierałaś drzwi? Już myślałam, że coś się stało. Ale kochanie jak Ty schudłaś. Chyba nic nie jesz, jak tak można wyglądać. Będę musiała porozmawiać z rodzicami na temat Twojego zdrowia bo tak nie można żyć, jeszcze się rozchorujesz. Pewnie całymi dniami siedzisz na tej całej hali sportowej i grasz. A rodziców nie ma? -Nie, są w pracy. -To pewnie jeszcze nie jadłaś obiadu- była 12:15 chyba trochę za wcześnie na obiad, ale babcia kontynuowała swój teraz już się nie dziwię, że tak marnie wyglądasz skoro matka nawet obiadu nie ugotuje, chodzisz pewnie cały dzień głodna. Wyjeżdżasz gdzieś na wakacje? Pewnie znowu jakiś obóz siatkarski- babcia była samowystarczalna, sama zadawała pytanie i sama sobie na nie umiała ale sądzę, że najlepiej by było jak byś wyjechała gdzieś za granicę, może do Anglii, podszkoliła byś język bo w tych Polskich szkołach to sama musisz przyznać nie bardzo da się języka nauczyć a teraz bez języka to ani rusz. No co się nic Tosiu nie odzywasz, jakaś taka smutna jesteś. Stało się coś? Może coś Cię boli, byłaś ostatnio u ortopedy bo coś mi mama wspominała, że masz problemy ze stawem skokowym, już dawno Ci mówiłam, że ta siatkówka to tylko niszczenie zdrowia. Trzeba było pozwolić jej się wygadać poza tym i tak nie było możliwości wtrącenia czegokolwiek do jej monologu. Babcia została u nas jeszcze 4 dni, a kolejny tydzień zleciał bardzo szybko i ani się obejrzałam już musiałam jechać do Nysy. Od rodziców dostałam laptopa i mnóstwo zakazów, nakazów, poleceń i uwag jak się zachowywać i że mam się uczyć, nie sprawiać nikomu problemów itd itd. W sobotę 23 lipca z samego rana zaczęłam pakować swoje rzeczy. Uzbierały się cztery ogromne walizki aż sama byłam zdziwiona skąd ja mam tyle rzeczy ale to pewnie zasługa mojej kochanej Moni, która przez cały tydzień ciągała mnie po sklepach. Kiedy wybiła 9 już zwarta i gotowa z rzeczami wpakowanymi do samochodu, z mieszanymi uczuciami ale jak najbardziej szczęśliwa wyruszyliśmy z ojcem w kierunku Nysy. _________________________________________________________________________________ Cóż Tośka jak na razie nie ma łatwego życia jak widzicie. Jak myślicie czy poradzi sobie w nowej drużynie? Będzie umiała się zaaklimatyzować w Nysie, no i przede wszystkim jak dogada się z Bartkiem? Już niedługo kolejna część opowieści ;D Do przyszłego poczytania: T. A jednak boli. -... a później wróciliśmy do domu. Czujesz to!? Będę grała w Nysie!- skakałam z radości po pokoju Moniki -Lilka, a dziewczyny już wiedzą??- sprowadziła mnie na ziemię. -Właśnie nie, myślisz, że będą złe? -Zachwycone na pewno nie będą, w końcu straciły nie tylko świetną atakującą ale też kapitana. Ale o dziewczyny będziemy się martwić później. Opowiadaj o tym Bartku!- oczywiście Monika nie była by sobą gdyby każdego chłopaka którego poznałam nie uważała za świetnego kandydata dla mnie. -Oj no co mam Ci opowiadać? Jest całkiem miły, chyba trochę laleczka z niego bo się szybko obraża, no dobra brzydki nie jest ale wygląd to nie wszystko. -Oj Lilka Lilka czy ja Ci wszystko muszę od podstaw tłumaczyć? -Dobra Monia skończ, nie zaczynajmy od nowa tej rozmowy. Mam dość kazań w stylu "jesteś sama a w koło tylu chłopaków" dobrze wiesz, że w zasadzie to nie mam nawet wolnego czasu i moją jedyną miłością jest siatkówka. -Dobra, jak chcesz tylko żeby potem nie było że nikogo nie masz. Westchnęłam. Oczywiście Monika była moją najlepszą przyjaciółką ale czasami strasznie mnie irytowała. Spojrzałam na zegarek, była 15 a o 16 miało być zebranie zwołane przez trenera. Ja niestety wiedziałam na jaki temat i strasznie się bałam reakcji dziewczyn, w końcu byłyśmy jedną wielką rodziną i mogą to potraktować jak zdradę ale trudno będę musiała to przeżyć. -Moniś, już muszę lecieć. Trener, zebranie, stawianie czoła dziewczynom i inne przyjemne rzeczy. -Okej, będę trzymać za Ciebie kciuki, wiesz żeby Cię nie zlinczowały. -Heh, dzięki za poprawę humoru. Wpadłam do domu, założyłam krótkie spodenki, bluzeczkę na bardzo cienkich ramiączkach, skarpetki, adidasy i pognałam na halę. Kiedy wchodziłam do budynku była 15:45, skierowałam się do szatni. Tam siedziało już kilka dziewczyn, które intensywnie zastanawiały się po co trener zwołał zebranie. Byłam jedyną osobą która doskonale znała powód ale nie chciałam ich jeszcze uświadamiać, chciałam mieć jeszcze 15 minut spokoju. W końcu przyszła cała drużyna łącznie z trenerem. Siedziałam jak na szpilkach. -Dzień dobry dziewczyny. Dzisiaj mam do zakomunikowania kilka rzeczy. Przede wszystkim zmieni nam się delikatnie skład i wszystkie dziewczyny zwróciły głowy w moją Tosia przechodzi do Nysy. Musimy poszukać nowej atakującej i wybrać kapitana. Tośka jako były kapitan- nie wiedziałam, że słowa "były kapitan" tak zabolą, wtedy zrozumiałam że jakiś etap się możesz podać propozycję przyszłego kapitana. Wyszłam na środek i stanęłam koło trenera. Wiedziałam, że ostatni raz przemawiam do tych dziewczyn z tego właśnie miejsca, to była moja ostatnia funkcja jako kapitana. Było mi bardzo smutno z tego powodu, że zostawiam te dziewczyny, które tak dobrze znam i jestem z nimi zżyta. Popatrzyłam po dziewczynach, chyba nie były za bardzo zachwycone, niektóre patrzyły na mnie wręcz z wrogością. W tamtym momencie przemknęło mi przez myśl, że to chyba ja powinnam im o tym powiedzieć. -Może najpierw kilka słów wyjaśnienia bo wam się należą. O przejściu do Nysy dowiedziałam się wczoraj, tzn propozycję od trenera Kurka dostałam w kwietniu, zaraz po finale ale moi rodzice nie zgodzili się na przeprowadzkę do Nysy i w ogóle nie chcieli o tym rozmawiać. Nie chciałam wam o tym mówić bo skoro i tak nie wypaliło to po co to roztrząsać. Jednak wczoraj z samego rana rodzice wywieźli mnie do Nysy i dowiedziałam się dopiero na miejscu, że jednak będę tam grać. Dzisiaj z samego rana zadzwoniłam do trenera i powiedziałam mu o wszystkim, a trener zwołał to zebranie. A teraz mój typ na przyszłego kapitana to Aga Gołąb, która jest naprawdę genialną rozgrywającą i potrafi świetnie poprowadzić drużynę na boisku i mam nadzieję że będzie równie dobrze umiała to zrobić poza nim. Oczywiście decyzja należy do was. Życzę powodzenia w przyszłym sezonie i będę trzymać za was kciuk, również bardzo chciałam podziękować na współpracę i naprawdę będzie mi was brakować. Myślę, że już pora na mnie, do widzenia i jeszcze raz powodzenia. Wyszłam z szatni ze świeczkami w oczach, "Tośka ogarnij się!" ale niestety było mi naprawdę przykro, że muszę ich opuścić. Powoli spacerkiem poszłam do domu w drzwiach przywitał mnie jak zwykle mój kochany kotek. Wzięłam go na ręce i poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam książkę, schowałam się pod kocem i uciekłam do innego świata bo dzisiaj świat mojego życia bardzo mi zalazł za skórę. -Tosia śpisz? -Hmmm? Nie, nie śpię- powiedziałam sennie. -Dzwonił pan Kurek, powiedział, że spodziewają się Ciebie za dwa tygodnie. -Po co już za dwa tygodnie, Bartek mi mówił, że treningi zaczynają się na początku sierpnia więc po co mam jechać w połowie lipca? -Adam powiedział, żebyś przyjechała za dwa tygodnie. Ale czy wszystko u Ciebie w porządku?- w tej rodzinie to zawsze ojciec zwracał większą uwagę co u mnie słychać, cóż taka rodzina. Pokręciłam głową bo chyba naprawdę potrzebowałam się wygadać a nie chciałam dzwonić do Moniki, pomimo że to moja najlepsza przyjaciółka to wiedziałam jak zareaguje, "nie przejmuj się, tam poznasz inne dziewczyny" albo "jaka Ty Lilka jesteś sentymentalna, one już o Tobie zapomniały" tak, to cała Monia. I chociaż wiedziałam, że chce dobrze to jednak jej pokrętne myślenie nie do końca rozumiem. -Dziewczyny dowiedziały się, że idę do Nysy. -I co? -I smutno bo mam teraz status "byłego kapitana". -Córciu, wiedziałaś na co się decydujesz, przecież chciałaś jechać do Nysy i rozwijać się siatkarsko. -No tak, wiem, ale jak na razie jest ciężko. -Chodź, obejrzymy jakąś komedię. Wybierz film i włącz DVD a ja skoczę po chipsy, popcorn i ... chcesz coś jeszcze? -Wodę mineralną mój ojczulek zrobił wielkie oczy. -Kupię pepsi. Poszłam do salonu gdzie siedziała mama i czytała gazetę. Podeszłam do regału z filmami i z dość okazałej kolekcji wybrałam Pacyfikatora. Tak minął cały wieczór. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek 7:30. Chryste!!! Założyłam szlafrok i pognałam do drzwi. Otworzyłam i.. -Czemu nie otwierasz!? Jeszcze śpisz!? Ubieraj się!! Idziemy na zakupy! -Monika, wiesz która jest godzina?- mamrotałam sennie pod nosem. -Słyszałam o całej aferze w była jakaś afera?- swoją drogą to bardzo miło, że wszystkiego dowiaduję się od Agi a nie od mojej PRZYJACIÓŁKI, którą podobno Monia gadała z Agą dobrze No to już do łazienki, później szamanko i na zakupy! -Poczekaj, poczekaj po kolei. Jaka afera? I dlaczego muszę iść na zakupy? Przecież mam w czym tak, nienawidziłam zakupów i unikałam ich jak ognia. -To nie wiesz, że drużyna jest w rozłamie?- oo nie Klaudia nastawiła pół drużyny przeciwko Tobie, swoją drogą to zawsze wiedziałam, że ona chce Cię wygryźć, a Agata i drugie pół drużyny zaczęły Cię bronić, skakały sobie nieźle do oczu, trener załamany bo to na pewno dobrze nie wpłynie na drużynę a na dodatek Aga została kapitanem i już w ogóle zrobił się niezły o cholerka, bardzo nie a na zakupy idziemy bo jak jedziesz do Bartka- westchnęłam tylko bo było za wcześnie, żeby się z nią to musisz mieć coś ładnego. No raz, raz! Już po godzinie latałyśmy jak głupie po sklepach, ja oczywiście rozglądałam się za bluzami, dresami i sportowymi butami, Monia natomiast za krótkimi spódniczkami i butami... na szpilce (!?) czy ona zwariowała? Przy moich 179 cm mam chodzić w szpilkach?? Boże widzisz i nie grzmisz! Kiedy już wróciłam z tymi wszystkimi torbami do domu od razu usłyszałam dzwonek telefonu, rzuciłam swoje zdobycze i podniosłam słuchawkę: -Słucham? -... Rzuciłam słuchawką i wybiegłam z domu. _________________________________________________________________________________ Buuu! Wróciłam z nowym rozdziałem. Jakieś propozycje co się mogło stać?? Ciekawi? Mam nadzieję, że tak. Do przyszłego poczytania: T. O wszystkim dowiaduję się ostatnia. -Tośka obudź się. Dojechaliśmy- dobiegły gdzieś z oddali słowa momencie przypomniałam sobie dzisiejszy poranek. Wyjrzałam przez okno samochodu. Hmmmm nigdy tu nie byłam ale może to nowy dom cioci Eli czyli mamy siostry. Spojrzałam na zegarek, było parę minut po 13, o to na pewno nie jest dom cioci Eli bo ona mieszka całkiem niedaleko nas a nie 5h jazdy! Wyskoczyłam z samochodu. -Gdzie my jesteśmy?? -Dzień dobry, cieszę się że państwo usłyszałam zza pleców. Zaraz zaraz znam ten głos, ale to jest raczej niemożliwe, powoli się odwróciłam i dosłownie zgłupiałam. Co to za szopka?? W drzwiach wejściowych domu stał trener Kurek. A za nim, no jeśli Mont Everest nagle w cudowny sposób nie przywędrował do Polski to ja nie wiem co to stało. Po krótkim czasie jednak domyśliłam się że to prawdopodobnie syn trenera Kurka, tylko jak mu było? Podszedł do nas pan Adam i się przywitał a zaraz za nim jego syn. -Cześć, Bartek musiałam naprawdę wysoko zadrzeć głowę do góry. Ile on miał wzrostu? -Hej, podaliśmy sobie Może Ty wiesz co to za szopka?? -Jaka szopka?- zaczął się rozglądać dookoła z głupkowatą miną. -No co ja tutaj robię. -Czekaj czekaj to Ty nic nie wiesz?? Ty naprawdę nic nie wiesz!- geniusz, skoro pytam to nie Będziesz grała w Nyskim zespole i mieszkała u nas. -Nie, przecież mój tata zdzwonił 2 miesiące temu i odmówił, coś Ci się musiało pomieszać. -Tak ale później zadzwonił jeszcze raz powiedział że jeżeli propozycja jest jeszcze aktualna to Ty bardzo chętnie zostaniesz hmmm miało to jakiś Chodź do domu bo już wszyscy weszli. Weszliśmy do dużego przestronnego i bardzo jasnego domu. Bartek poprowadził mnie do salonu gdzie siedzieli już moi rodzice i trener. Nagle do salonu weszła mama Bartka z małym dzieckiem na rękach. -To mój braciszek. wyjaśnił mi Bartek. -Bartek! Tosia! Siadajcie!- "Tośka" poprawiłam w myślach pana Kurka Popołudnie zleciało w bardzo przyjemnej atmosferze, było wesoło i bardzo rodzinnie. Zjedliśmy obiad, nie obyło się oczywiście bez kompromitujących opowieści pod tytułem "jak to Tosia była mała" jednak rodzice Bartka również podzielili się anegdotami z życia małego Bartusia. Później rozmowa zeszła na temat siatkówki. Jak się okazało Bartek gra w zespole AZS PWSZ Nysa na przyjęciu, nie było to dla mnie wielkim zaskoczeniem, no błagam was przy jego wzroście?? Nagle głos zabrała mama Bartka. -Bartuś! Może byś zaprowadził Tośkę na halę i pokazał jej nową szkołę. -Moją nową szkołę?? To już nawet jestem do szkoły zapisana?? -Jasne będziemy chodzić do tej samej szkoły, ale nie przejmuj się nie jest taka tragiczna, da się przynajmniej już znam jedną osobę w nowej No! Zbieraj się Mała, idziemy na spacer! -Mała!? Nie waż się mówić do mnie mała- zaczęłam się wkurzać jak już byliśmy na korytarzu i zakładaliśmy buty. -Czemu? Przecież jesteś mała. -Jeeeeezuuuuu! Kurek! Dla Ciebie każdy jest mały. Ile Ty masz właściwie wzrostu, 2 metry? -Troszeczkę cuuuudownie. -Ooo to jak jesteś w przymierzalni w jakimś sklepie to Ci łeb znad parawanu nie wystaje??- zapytałam z sarkazmem -Zgryźliwa bestia z i cieszył jak jakiś No chodź już, marudo! Szliśmy jakieś dobre 2 km. Mało się odzywałam do tej "kruszyny" co szła obok mnie ale trudno, skoro on niewiele się odzywał to ja nie będę się wysilać. Nagle się zatrzymał. -Jesteśmy. -Jesteśmy, gdzie??- musiałam mieć naprawdę głupią minę bo zaczął się śmiać -No na owszem staliśmy koło czegoś wielkiego i przeszklonego ale w życiu bym nie powiedziała że to hala sportowa. -To jest hala?? -Jane że hala a co, sanktuarium na Jasnej Górze?- i zaczął się kierować w stronę No pospiesz się Tośka, bo nas noc zastanie!- poszłam szybko za nim i jak prawdziwy dżentelmen puścił mnie pierwszą w drzwiach, no nieźle... Nagle usłyszałam, a przynajmniej tak mi się wydawało, odbijanie piłki. -Bartek, ktoś ma trening? -Nie ale to dziewczyny z Twojej nowej drużyny sobie przyszły pograć, treningi się zaczynają za miesiąc. -Już za miesiąc??- byłam w lekkim szoku, nasze treningi zaczynały się we wrześniu wraz z rozpoczęciem roku szkolnego. -Tak, za miesiąc bo jest taka jedna nowa zawodniczka i trzeba ją ograć z zespołem- ach jaki on był zabawny, buuuu! -To może przyjdziemy innym razem. -Tośka nie wygłupiaj się! To są dziewczyny z którymi będziesz grała przez najbliższe trzy sezony, musisz się z nimi poznać, nie zabiją Cię. Hej! Dziewczyny! Patrzcie kogo przyprowadziłem! I jakieś 12 par oczu zwróciło się na nas a ściślej mówiąc na mnie. -Emmm cześć- wydukałam. Podeszła do mnie bardzo ładna brunetka, troszeczkę wyższa ode mnie. Pamiętałam ją z finału. -Cześć, jestem Ewelina- Ewelina, trzeba zapamiętać, zapamiętanie imion to dla mnie wielki Będziesz naszą nową atakującą, prawda? Ja gram na przyjęciu więc spotkamy się pod siatką. Pamiętam jak grałaś w finale byłaś naprawdę bardzo dobra. Chodź ,przedstawię Ci resztę i pociągnęła mnie w stronę tłumu a Bartek poszedł sobie siąść na trybunach. Ewelina, przedstawiła mi wszystkie dziewczyny cóż chyba nie zapamiętałam żadnej, trudno, będę musiała nad tym popracować, błogosławieństwem dla mnie są nazwiska na koszulkach. Po około pół godziny wyszliśmy z Bartkiem z hali. -I co? Rzeczywiście było tak źle?- zagadną Bartek. - Nie, było w porządku, sądzę że się z nimi dogadam. -Na pewno się dogadasz. A teraz kolejny punkt programu!- krzyknął z udawanym entuzjazmem, nie mogłam się Idziemy do szkoły. Cieszysz się??.- uśmiechną się od ucha do ucha. i również strzeliłam mój firmowy uśmiech, podobno ten najładniejszy wg Moniki oczywiście -No to już! Komu w drogę temu spojrzałam na jego buty. Cóż trampek nie miał ale co się będę czepiać. -No to chodź ups chyba mi się coś wyrwało, Mentos! Mentos!? MENTOS!? Buahahahaha! -Jaki Mentos??- zrobił naprawdę głupią minę przez co zaczęłam śmiać jeszcze bardziej, i już nie było totalnie mowy o tym żebym się opanowała. -No hahahahahah bo hahhahahah Ty hahahah ojej nie wytrzymam hahahahaha cały czas hahaahaahahah coś masz w udało mi się wydusić między jedną a drugą salwą śmiechu. Po policzkach płynęły mi łzy a w duchu cały czas nakazywałam sobie żebym w końcu przestała się tak histerycznie śmiać bo koleś uzna mnie za chorą psychicznie i pomimo że by się nie pomylił to jeszcze nie jest ten czas żeby się o tym dowiedział. -Bo ja uwielbiam gumy do żucia, to nie są żadne mentosy tylko się biedny tłumaczyć a ja powoli wracałam do świata żywych. -Jejku przepraszam Cię za tego Mentosa, niechcący mi się wyrwało. Ale niestety już chyba zostaniesz tym Mentosem bo Orbitka to raczej byś chyba nie chciał mieć ksywki, co? -Dobra, odpuść- ups chyba się zdenerwował, hmm trudno. -To gdzie ta szkoła?- zmieniłam temat żeby go nie jeszcze? -Nie aha no tak teraz będzie zgrywał wielce obrażonego, jejku jaka z niego laleczka -Bartek! Kurcze przecież Cię przeprosiłam, o co Ci chodzi?? -O nic, voilà! oto Twoja nowa buda. -Fajna. Bartek? Możemy już wracać? Trochę mi Bartek zaczął ściągać swoją bluzę i podał mi ją. -Chcesz żebym się w niej utopiła? -Chcesz marznąć?-ok, jego argumenty były przeważające, założyłam bluzę i usłyszałam śmiech Bartka, czyli jednak poprawił mu się humor?? -Nie komentuj! Mentos, idziemy?? Kiedy w końcu wróciliśmy do domu moi rodzice już zbierali się do odjazdu, a mały Kuba spał na rękach matki. Kiedy podszedł Bartek wziął od matki małego a pani Kurek podeszła do mnie. -Chodź, pokażę Ci jeszcze Twój nowy i weszła do domu, podreptałam za nią. Najpierw poszliśmy schodami na górę. Pokazała mi gdzie jest łazienka, pokój Bartka a później weszła do pokoju na przeciwko. Zobaczyłam bardzo przytulny i duży pokój, ściany były pomalowane w dwóch odcieniach fioletu, jeden był bardzo ciemny a drugi wrzosowy, moje ulubione kolory, tylko skąd oni wiedzieli?? Pod oknem stało duże biurko a po jego prawej stronie pod ściną ogroooomne łóżko. Pokój był na poddaszu więc w suficie było małe okienko, coś pięknego. Nawet w domu nie miałam takiego pokoju. Owszem był bardzo ładny i go lubiłam ale nie mógł się równać z tym. -Jest piękny, dziękuję przytuliłam się do mamy Bartka -Mamy nadzieję że będzie Ci tutaj dobrze. Zeszłyśmy na dół. Pożegnałam się z trenerem i jego żoną a na końcu podszedł do mnie Bartek i przytulił mnie na pożegnanie "trzymaj się Mała", "trzymaj się Mentos". Wsiadłam do samochodu razem z rodzicami i pojechaliśmy do domu. Już po paru minutach smacznie spałam. _________________________________________________________________ Wow! W końcu skończyłam ten rozdział, męczyłam się z nim niemiłosiernie ale jest ;D A teraz drobna sprawa organizacyjna. Dla spójności opowieści będzie małe zamieszanie z klubami Bartka, tzn nie będą się zgadzać lata, ale mam nadzieję że mi wybaczycie tą małą zmianę ;) Do przyszłego poczytania: T.
Ona by tak chciaa suy dzwonek na telefon Dzwonek - Saluminesia "Czasem wracam w mych myślach do tych dni, kiedy jeszcze czas ciągle w miejscu stał Gdy wystarczył mi pierwszy życia łyk, by zachłysnąć się już na zawsze nim Sen przecieka przez palce, razem z nim duchy,"
chyba każdy ma w życiu takie momenty kiedy chce się odciąć od świata, kiedy doszedł do wniosku, że już nic mu nie pozostało. Ja mam tak dziś z pewnością na bardzo długo. Ten blog.. to jedyne co mi zostało.. kiedyś wiedziałam ,że mogę napisać tutaj wszystko co leży mi na sercu.. wolałam jednak skasować tyle wspomnień ( nie zbyt miłych ).***Ostatnio myślałam dużo nad tym jeśli ktoś chce się zabić to czy chciałby się wcześniej pożegnać z bliskimi ? Odpowiedź to nie. Po prostu.. jeśli człowiek jest pewny, że to już koniec .. to znaczy, że nie ma nikogo kto pomógłby mu przejść przez to bagno zwane życiem. Moją uwagę przykuło też to stwierdzenie " Nie ma nic na zawsze " .Tak.. dobrze powiedziane, nie ma nic "na zawsze". Nawet "zawsze" ma swój koniec tak jak każdy z coś.. dlaczego ludzie są podli ? Myślą ,że słowem nie ranią.. mylą się, ranią i to często mocno. Szkoda ,że takich ran się nie da zagoić. One będą. Zostaną. Na zawsze. ***When forever is out the door. I ignore, when you call./♥
V9mo1x. 440 455 57 243 8 257 212 78 19
życie jest małą ściemniarą dzwonek